czwartek, 21 sierpnia 2008

Rano w radio powiedzieli, że nie będzie tak źle

Mam mapy. Duuużo fajnych, kręcących mnie map.
Mam też deficyt budżetowy, ale co tam, jako że ci z banku byli łaskawi wystosować do mnie list z przyznaniem dodatkowej możliwości zadłużenia. Jakby co. I żeby nie było - zrobili to sami, nie proszeni, a to już coś.
Dziady, wiedzą, na kim zarobić. Pewnie analizują po nocach moje przychodzące i wychodzące, z czego tych drugich jest zdecydowanie więcej... I śmieją się haha, popatrz popatrz, znowu sobie kiecki w zarze nie odmówiła..!

Z nowości - wczoraj był całkiem fajny dub u dziwaków, popcorn jedzony z garnka i obecność dawnej towarzyszki na literkę M. Której wdziękami wzgardziłam już jakiś czas temu, a wczoraj tak nie do końca, w związku z czym zasłużyłam w pełni na dzisiejszy stan łapacza myśli ciężkich. Ale co tam.

Ku potomności - zrealizowałam przed chwilą pewną kawę w pewnym towarzystwie na pewnych włościach i zachowałam się bardzo przyzwoicie. Moje ubrudzone paluszki pozostały grzecznie zwinięte w piąstkach. A piąstki na kolanach. Robię zatrważające postępy, hurra! (Fredro pewnie marszczy nos i myśli taaaaa, bohaterka, do czasu).

Nie kpić, nie kpić, uda mi się.

A jakieś wariaty pojechały maluchami do Mongolii i gra i bucy. Pięknie. Od razu wzrosła moja wiara w możliwości srebrnej szczały. Podniósł ją też eks, stwierdzając, że to bzdura, że do takich krajów można dojechać tylko landroverem z napędem na cztery koła i obowiązkowo z klimą, no a jak. Nie takie rzeczy się robiło. A poza tym, jak coś się zepsuje, to w przypadku srebrnej szczały może pomóc młoteczek i kawałek linki. Albo ten klej, co dają w castoramie, który trzyma ponoć do temperatury 1200 stopni. Zrobiony na bazie żywicy z opiłkami, yyy ja wiem, może złota?! Taki, proszę ja bardzo, wynalazek. Silnik sobie tym skleimy i sru dalej;)


Brak komentarzy: