poniedziałek, 29 czerwca 2009

Taki krótki sms

Czy czasem też nie lubicie siebie? I jest wam wstyd za podwijanie ogona, zamiast wstać, wyjść i pieprznąć drzwiami?
Kilka ładnych lat temu zrobiłam komuś krzywdę. Całkiem chcący i z pełną świadomością. Nie żałuję. Chwilę później ktoś inny zrobił jeszcze większe kuku mnie. Też chcący i też nie żałuje. Mniejsza ze szczegółami; chodzi tylko o to, że oberwałam po dupie na tyle mocno, że obiecałam sobie nie robić już za bardzo ludzi w konia. Jednocześnie ciężko godzę się na kompromisy i z reguły odrzucam wszystko, co do czego żywię jakiekolwiek wątpliwości. O, poza tym wierzę w ideały; cóż, bywa. Najmniejszy szczegół nie po mojej myśli może sprawić, że ktoś, kto jest naprawdę fajny i git nagle staje się nikim. Fizyczność jest do przesady ważna, a ludzie, którzy nie pracują nad własnym ciałem wydają mi się zwykłymi frajerami. Jednym słowem - ciężko jest ze mną wytrzymać, a jeszcze ciężej jest wytrzymać mi z kimś.

Wczorajsza konfiguracja w Kolorach wiele o mnie powiedziała. Zaniosłam się złośliwym chichotem sama z siebie, po nosem. Źle skończę, wiem, ale chwilowo mi to lata.

----------------------------------------------

Miękka bawełna mięsistej, kolorowej bluzy - jak nałóg. Wtulić twarz, wwąchać się, zapomnieć na chwilę kto, jak i dlaczego. Tylko czuć.
No pech.

środa, 24 czerwca 2009

Szabla i szklanka

No i wzięło i pierdolnęło. Co było do przewidzenia, fakt, bo przecież nie może być za długo dobrze i szczęśliwie, bo jak to tak.
Martwi mnie tylko to, że z wiekiem zaniżam standardy; kiedyś moje damsko - męskie relacje kończyły się przez młodociane aktorki tudzież wyjazdy na drugi koniec świata (zawsze z próbami powrotu, ha!), teraz powodem jest li i jedynie wóda. No ja nie mogę. Wóda. Jakie to, kurde, banalne.

Teraz mogę sobie jeszcze spokojnie zafundować romasik z el novio viejo, po tygodniu zostać porzuconą, przez następne pół roku skamleć, a później słuchać jego dyszenia pod oknem. Potem kogoś poznam, może się trochę zakocham, czy coś w ten deseń, następnie wszystko pójdzie w cholerę przez wódę/młodocianą aktorkę/podróż do pipidówy na Podlasiu itepe itede.
A, to ja dziękuję. Zacznę preferować jednorazowe akty seksualne, podkreślam, jednorazowe, bo przy podwójnym z tą samą osobą można się zauroczyć, albo uwierzyć, że płeć męska jest coś warta. Phi, też mi coś.

(mmm, znakomicie leczą: białe wina z Camillą i Agatonem, pląsy w rytm rumuńskich przyśpiewek, telefony od Brata z Wyboru, burdel w domu, niespodzianka na koncie w postaci wolnych dwóch stów oraz powiedzenie sobie: a pierdolę.)

poniedziałek, 22 czerwca 2009

Pół na pół

Czasem sobie tak myślę, że chciałabym już być taka bardzo dorosła (emocjonalnie). Nawet chwilami wydaje mi się, że bywam i to do tego stopnia, że potrafiłabym wziąć na siebie odpowiedzialność za drugą osobę.

A jednak chyba jeszcze nie. Tak fruwam sobie, fru fru, trochę tu, trochę tam. Nie wiem, czy to się zmieni. Może po prostu nie wszyscy są stworzeni do dorosłości. Taki Profesor na przykład, mimo czterdziestu i czterech lat zachował świeżość szesnastolatka. Świeżość i wkurwistość, żeby być szczerym. Myślę dziś sobie o nim, w ramach przeglądu znajomych snycerzy (potrzebnych dla el novio viejo) i trochu smutno mi się robi, bo w pewnym wieku taka niedorosłość zaczyna się jednak robić lekko żałosna. Jakby miała oczka patroszonego króliczka.
I tak siedzę i dumam. I jak zwykle zostawawiam, porzucam, odpycham - co ma być, będzie.

piątek, 19 czerwca 2009

Narzekania, tak tak

Rozpływam się i tłuszcz mi paruje, przez tą zupę za oknem, znaczy. Lato w mieście do przyjemności, jak wiadomo, nie należy, ale nie dajemy się, nie dajemy. Ze wzgardliwym prychnięciem omijamy chodniki zapchane przez turystów, zapominamy o istnieniu rynku, a do ulubionych knajp chodzimy o takich porach, że sam bies by się nie spodziewał, co dopiero spocone grubasy z aparatami i w kaszkietówkach. Żeby nie było - przeciw turystyce jako takiej nic nie mam, mimo że sama stanowczo preferuję bardziej styl włóczykija, ale wkurwiają mnie tak strasznie co poniektórzy państwo-na-wakacjach, którzy olewają całkiem otaczające ich osoby w stylu a pierdolę i tak będę robić co mi się podoba, bo mam wolne. A nie będzie tak, a nie. Wszystko pięknie ładnie, ale czasem trzeba też pamiętać, że istnieje ciżba zmęczonych żuczków, która mieszka tu na codzień, pracuje, wędruje i przemieszcza się w tysiące miejsc w sprawach codziennych i pilnych. I jeżeli przyjeżdża się do kogoś w gości, to nie sra mu się na dywan.

Na tym skończmy temat.

A poza tym. Koncert pancurski był, a na nim ludu pełno, różnorakiego. Należę do starszego pokolenia - wśród grona znajomych kłębił się tłumek nastoletnich zbuntowanych, z irokezami przymocowanymi, o zgrozo, do czepków kąpielowych, bo inaczej mama zbije. Jezusicku. Gdzież ta ułańska faktazja i odwaga szanownej młodzieży?! Gdzież dziary na całą klatę, wykłute pokątnie wiecznym piórem przez niekoniecznie trzeźwego kolegę, gdzież wino w zielonej butelce i glany słusznie sfatygowane? Koszulki z własnoręcznie wymalowanym przekazem i łańcuch z odzysku? Wiedza gdzież jest, zainteresowania i poczucie humoru, mimo wyglądu odstraszającego spokojne staruszki? Źle się dzieje. Dziś jest czepek kąpielowy, martensy za trzysta milionów i spojrzenie wbite w ścianę po jednym machu z lufki nabitej herbatą. Cieniasy, no.

Jak miałam osiemnaście lat i recytowałam w Kazimierzu Dolnym wiersze Nerudy, zapijając Krasnym Bykiem, to normalnie wszyscy faceci z plastyka mdleli z wrażenia.
A właśnie, ku pamięci:

Umiera powoli, kto nie podróżuje
Kto nie czyta książek, nie słucha muzyki
Kto nie obserwuje, nie rozmawia z nieznajomymi...

wtorek, 16 czerwca 2009

A mogło być tak pięknie...

Sama się nabrałam.
Wstyd tylko, że widząc efekt nie byłam świadkiem działania. Pracując dwa budynki dalej, tak notabene.

Pełen szacun.
I jeszcze jedno, ku pamięci szanownych państwa dziennikarzy - to nie był po prostu festiwal sztuk wizualnych, jeno art boom.

poniedziałek, 8 czerwca 2009

Who can you trust?

Wysprzątane poddasze, pachnące leciutko kadzidłem. Białe wino i najnowsze wydanie elle (bo tak się zachciało, czasem się zachciewa, a co). Morcheeba sącząca się leniwie z głośników, błysk świeżo umytej podłogi, wygoda czarnego, bawełnianego dresu, a pod plecami - szarej sofy obitej prostym, żeglarskim płótnem. Czerwony potwór dla ozdoby. Cisza myśli.

Hiszpański szampan na dachu i ot, takie podśmiechujki. Człap, człap, uliczkami górnego Podgórza. Lody ze stacji benzynowej.

Jeden telefon próbujący rozbić cały spokój na kawałki. A nie dam się, a nie.

--------------------------------------------

Przez ostatnie tygodnie unoszę się nad chodnikami; może nie trzydzieści centymetrów, bo mam za ciężką dupę, ale zawsze. Dupa jest ciężka, bo w dupie mam. Uczę się nie przejmować (czymś, wszystkim i się). Nie jestem pewna, czy częściowo nie udaję, oswajając w sobie próby kompromisu - jest mi z tym ciężko, jako urodzonej egoistce, księżniczce i znanej lansiarze, offowej, ale zawsze. Z drugiej strony nigdy nie udawałam, że jest inaczej, więc no, tego... Zmiana wynika bardziej z tego, że chyba wybrałam tą jaśniejszą ścieżkę. Szczęśliwie mi w środku. I tylko czasem wyłazi ta moja wieczna czarna strona, i wrzeszczy i kotłuje się, podsuwając swoje pomysły ze złośliwym uśmieszkiem. Bardzo nęcące wizje, bardzo..! Rosnę, prostuję się, mimowolnie zaczynam mówić niższym głosem. Włączać Arvo Parta. Kupuję wytrawną rioję i telepią mi się ręce... Zaczynam myśleć o ucieczce, o kolejnym zakręcie. Bawię się nerwowo paczką wymiętych zielonych marlboro. Znikam.
A chwilę później mały moment, sekunda, jedno słowo, jeden gest i już, koniec, nic nie nęci, nie mami zmysłów, nie podpowiada tego, co już się tyle razy zdarzyło. Już sobie radzę.

czwartek, 4 czerwca 2009

Moje modły (prawie) wysłuchane

Bo można nabyć Daniela Craiga na patyku. Do polizania.
Szczęśliwa żem niepomiernie, ale czemu taka przyjemność tylko na wyspach, a? Wydawało mi się to jawną niesprawiedliwością, póki sobie nie przypomiałam, że luzik luzik, nie ma co płakać, bo przeć Craig to cienias i moim oficjalnym wirtualnym narzeczonym został Evan z Biohazard i to już ładny kawał czasu temu... Cóż, kłopoty z pamięcią odbijają się na moim życiu uczuciowym.
I wcale nie wiem, czy nie wolę życia uczuciowego li i jedynie w wirtualu prowadzić.

Nie poznaję koleżanki. Wznieśmy toast za monogamiczną, tylko trochę popierdoloną relację damsko - męską. Wirtualną. Biohazardowską. I za wolność, punkt o dwudziestej, jak zawołuje do ludu pan Najsztub. Ładnie się komponuje, uważam.
Mój małoletni kuzyn, będący po raz pierwszy w Krakowie tłumaczy mi przez telefon, gdzie aktualnie się znajduje:

- No wiesz, wciąż jestem na tym takim dużym targu.
- Dziecko, na jakim targu?!
- No tym wielkim, tu na środku!
-Może na rynku głównym..?
-Ooo, tak, właśnie, na rynku. I stoję pod jakimiś łazienkami...
-???
-No, pod takimi łazienkami stoję!
- Pod sukiennicami..?
- No, przecież mówię, że tu stoję!

Jezusienazareńskiiwszyscyświęci.

wtorek, 2 czerwca 2009

To tylko opis, to nie komentarz!

Yyy, buszowałam właśnie w ramach ogłupienia po naszej klasie i znalazłam takie przerażające, ohydne zdjęcia moich znajomych (nigdy kolegów) ze studiów, co to za mąż się powybierali, tudzież dziewice za żony pojęli. No ale jak to..? Rumiane te buzie dziecinne i brak krzty nawet inteligencji w oczętach błękitnych, włos ryży na bani co się zowie postawiony i pulchne łapki zaciśnięte na taliach lub barach wybranków... W tle anielska poświata, motyle fosforyzujące i zamki na piasku, motóry groźne wymalowane jak na landszafcie, piany i koronki.
O matko przenajświętsza.

poniedziałek, 1 czerwca 2009

Dzieckowy dzień

Dostanę czerwonego balona. Aha.
Byleby szybko, bo chce mi się zepsuć, połamać i napluć gdzieś na coś, taka jestem zła. Wkurw bynajmniej nie dzieckowy, wrr wrr... Niektórzy ludzie uważają się za pępek świata - to jest ogólnie wiadome i Ameryki tu nie odkryłam, racja. Ale czemu największy zbiór takowych osób znajduje się w mojej pracy, to już inna historia... Matkobosko, no same osobistości!
A to ja, mały żuczek, usiądę sobie cicho w kątku i pocałujcie wy mnie wszyscy w dupę. Pierdolę, nie robię. Co mam robić, skoro każdy i tak zawala swoją część, poza tym wszyscy wiedzą wszystko najlepiej.
No to zdrówko.