Pocieszyli mnie na pewnej stronie, że na depresję choruje 17% populacji ogólnej (cytuję). Z czego 25% zgłasza się do lekarza. I żeby się nie martwić, bo to choroba taka sama jak grypa czy nadciśnienie.
Z tego, co ja wiem, z nieleczonej grypy może się rozwinąć zapalenie płuc, a gdy przejdzie w przewlekłe, to już nie jest fajnie. I opuszcza się w wielu przypadkach ten padół łez.
Idę dziś na obiad do psychoterapeuty. Dwa piętra niżej. Ale chwilowo mamy do rozgadania inne problemy niż moja przyjaciółka na literkę D. Zresztą, z nim chyba też nie jest ostatnio najlepiej.
(Bardzo dobre, sama pyszota i lux lekarstwo pokolenia non - prozac nation nazywa się chardonnay tudzież rioja. Leczy jak nic, a jedynym skutkiem ubocznym może być alkoholizm. A tu już inna historia, prawda?).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz