środa, 20 sierpnia 2008

Paris in Cracow czyli prześladują mnie

Brama mojej kamienicy - obok domofonu kolorowa szachownica zamknięta w takim, ja wiem, może pięć na pięć kwadraciku. Wczoraj otwieram drzwi, a tam szyld nad bramą. Dający po oczach. Wielki i świecący, obwieszcza światu: Kolory.
Żesz kurwa mać, myślę, co jest? A drukarnię chłopcy otworzyli. I nazwali ją jak ulubioną knajpę. I teraz nie dość, że mam ów przybytek kawiarniany czterdzieści metrów od domu, nie dość, że odwiedzam go z podobną regularnością, jak pracę, nie dość, że piętro wyżej mieszka kolega i barman tam pracujący (takie dwa w jednym), to jeszcze wchodząc do kamienicy muszę patrzeć na ten szyld.
Ał, to boli.

Ja nie wiem, jak to jest. Nic się uwolnić nie mogę.

Brak komentarzy: