piątek, 30 maja 2008

Hola a todos, hola:)

He dormido contigo toda la noche mientras

Będzie oklepanie, ostrzegam!
Bo miałam taki sen... że odkąd się obudziłam, siedzę i zastanawiam się, co ja tu robię?! Przecież to wszystko powinno całkiem inaczej wyglądać! Kto spartolił robotę, halo, panie Boże..?!

W tym śnie był dom, drewniany, stary, trochę chaotyczny, kompletnie nie nadający się do wnętrzarskich pisemek pt. idylla na wsi, czy co. Były też psy, dużo psów. Zasnute mgłą podwórze; gdzieś dalej górskie stoki. W kuchni bałaganiarska kolekcja kolorowych kubków, słoje pełne herbaty. Nalewki stały, czekały na swój czas. Przytulałam czyjąś głowę do brzucha. Beztroski śmiech dźwięczał w całym domu, wykrzykiwane basem czułe docinki mieszały się z altem, mieszankę doprawiało głośne szczekanie, stukot kroków, stukot naczyń, stukot serc.
Wiem, kiczowato. Ale co tam. W końcu ludzie mają marzenia różnej maści.
Sęk w tym, że ja zawsze trochę bardziej dzika byłam i takowe rzeczy mi się raczej nie śniły.

---------------------------------------------------

Wczoraj siedziałam w starym, pieknym, rozwalającym się fotelu. W tle słychać było Lao Che. Ktoś klęknął przede mną i położył głowę na moich kolanach. Tkwiliśmy tak bardzo długi czas - skończyło się popołudnie, zapadał zmierzch.
Zagłębić opuszki palców w sierść psa, w miękki materiał obicia fotela, w czyjeś króciutkie włosy.
Zasnąć potem, tylko zasnąć. I niech się śni.

wtorek, 27 maja 2008

Kobiety bez właściwości

Szare myszy, panie profesorowo - doktorowe, ciasne laski mini - geterki - oko zrobione - szpilki na spoconych stopach - torebunia lalunia.
I najgorsze z nich wszystkich - nowoczesne hippie. Łożesz...
Już widzę moją Mamę, jak mówi z przymrużeniem oka: "córko, ależ daj im żyć".

środa, 21 maja 2008

I zimno i pada i zimno i pada, ale co tam - już tylko trzy miesiące i będziemy tam:





I niech szukają wiatru w polu, to znaczy nas na Kaukazie:)


Sprzątanie

Muszę ja się chyba za lekkie porządki na blogu zabrać, ponieważ się jakoś tak za bardzo prywatnie zrobiło - tzn za wiele moich obsesji ujście znalazło, a to niebezpieczne. Bo własne obsesje trzeba na smyczy trzymać i spuszczać z niej rzadko i bynajmniej nie na forum publicznym:)
No to sobie pousuwamy co nieco...
Choć z drugiej strony to wszak historia już jest, ma zmarszczki pod oczami..!

niedziela, 18 maja 2008

Bo nie wiesz

Kiedy niespodziewanie stajesz w moich drzwiach, w płaszczu, jak Leon Zawodowiec, z bukietem polnych kwiatów w dłoniach; kiedy twoje oczy wrzeszczą "przepraszam!!!!!", kiedy jak w hollywoodzkich gniotach tulisz mnie tak mocno do siebie... wybaczam ci, trochę ci wybaczam, ale wiesz, że nie mogę tego powiedzieć.
Chcę, żebyś jeszcze długi czas bał się oddychać.
Zasługujesz na to bardziej, niż ktokolwiek.
Nie mam złudzeń, że w końcu staniesz się Człowiekiem, za późno już, za wiele się wydarzyło. Mimo tego, wciąż mam nadzieję, choć jest to głupota pokazowa - bo jak oboje wiemy, inteligencja to umiejętność czerpania z cudzych doświadczeń, sukcesów oraz własnych porażek.

Lubię śmiać się z tobą naszą wspólną ironią w niedzielne popołudnia, bezczelnie golić nogi, kiedy siedzisz ze mną w wannie i łazić po domu w twoim białym podkoszulku. Przesypiać godziny, wtulona w ciebie. Świat robi sie tak mało istotny.
nienawidzę cię
nienawidzę cię
nienawidzę się

piątek, 16 maja 2008

Z okazji wiosny/lata/nadchodzącej burzy...

...było małe sprzątanie i zmiana dekoracji na blogu. Teraz dots, dots, dots..!

No to postawimy kropkę też na paru znajomościach, a co.

Smsy piszą biesy

Miał być optymistyczny post - bo piątek (no i co z tego, że piątek?), bo słońce, bo siedzę na trawie i lenię się, mimo, że nazywa się to "byciem w pracy", bo wyprawa szykuje się w tym roku naprawdę niesamowita, bo niedługo już stanę się szczęśliwą współwłaścicielką samochodu marki łada niva. Bo mieszkam w najlepszym miejscu w Polsce, a kto wie, może i na świecie - blisko w góry, eventy same pukają do drzwi, mili ludzie lekko trzaśnięci tu i ówdzie, a kontrolerzy biletów w tramwajach zamiast czepiać się, że pies nie ma przepisowego kagańca, jeszcze go z uśmiechem głaszczą..!
Bo. Bo ja.
Ale mimo tego, bardzo dziś niefajnie na dnie serca - wczoraj wieczorem ktoś mocno mi namieszał w życiorysie i co najgorsze, nie zrobił tego ze znieczulicy, tylko z pełną premedytacją... Poczułam się jak mała, głupia dziewuszka, która po raz kolejny dostała boleśnie po tyłku. Tak z liścia, na odwal. Bo śmiesznie, bo niezła rzecz.
A kysz!!! Wynocha z mojego życia!
Pamiętam doskonale taki bardzo odległy, listopadowy dzień - miałam o ładnych parę lat mniej, byłam naiwną studentką idealistycznego, aczkolwiek kompletnie nieprzydatnego do zarabiania pieniędzy kierunku, mieszkałam w zgoła innym miejscu, miałam buzię niewinną jak niemowlę i nie umiałam pić wiśniówki. Łożmatkobosko, ile się od tamtej pory zmieniło..! Tylko jedna rzecz jest nadal aktualna, ciągle, cholera, boli.

A sio! motyle z mojego brzucha!!!
Świat, w którym dwadzieścia lat przyjaźni liczy się mniej, niż feromony, do dupy jest. I nigdy, przenigdy nawet czubek mojego trampka w nim się nie znajdzie.

Wynocha!!!

środa, 14 maja 2008

O Piecuchu Henryku

Henryk Piecuch gadał zwykle sam do siebie - tak daleko zabrnął w swej oryginalności, że ludzi już zrozumieć nie mógł. Ani nawet nie chciał. Więc rozmawiał Henryk Piecuch, ze sobą rozmawiał, wszak tylko on, jako najmądrzejszy i najbardziej lotny mogł pojąć głębię myśli Henryka Piecucha. Tylko on, li i jedynie.
Uważał się przy tym Henryk Piecuch za osobę towarzyską i wesołą, ba, powiedział sobie kiedyś nawet:"chyba jestem najbardziej towarzyską i wesołą osobą, jaką znam". Powiedział tak i od razu poprawiło mu to humor, chociaż i tak miał niezły tego poranka.
Henryk Piecuch lubił stawać przed lustrem i patrząc na swoje znikomie pomarszczone lico, użalać się nad sobą. "Dlaczego ja taki brzydki jestem"? - pytał zalotnie Henryk Piecuch, po czym z głębokim westchnieniem naciągał biały podkoszulek i wciskał jego rąbek w przesadnie obcisłe dżinsy, które uwypuklały jego genitalia. Nakładał lekko znoszona, wojskową kurtkę, przytraczał do paska skórzaną sakwę i raźnym krokiem zmierzał do ulubionej knajpy. Czasem miał frywolny nastrój ten Henryk Piecuch i wtedy podkreślał go, przyozdabiając głowę fikuśną czapeczką. Nie była to byle jaka czapeczka, o nie, zresztą Henryk Piecuch wystrzegał się bylejakości. Czapeczka, mimo swej szaroburej barwy była uszyta specjalnie dla Henryka i przezeń osobiście zamówiona, to znaczy - była wyjątkowa.
Ale dość o tym.
Henryk Piecuch szedł więc do swojej ulubionej knajpy, pogwizdywał, posapywał, sprawdzał, czy ma porozmieszczane po kieszeniach, tak, jak lubił: wykałaczki, telefon, pieniądze, zdjęcia dla szpanu - a nuż się przydadzą, notes do lapania myśli ciężkich - a nuż trzeba będzie poudawać pisarza niezwykle zdatnego do wybranego fachu. Szedł Henryk Piecuch i nie wiedział, dlaczego on tam właściwie idzie. Przecież nie mógł tak banalnie powiedzieć takiej wyjątkowej osobie jak on sam: "idę ja tam pannę poznać, wyrwać pannę idę, a może i dwie, jak każdy Henryk w moim wieku, co sam henryczy na codzień". Banalność tej prawdy przytłaczała, więc mówił sobie Henryk Piecuch, że ma coś ważnego do złatwienia, do obgadania, do doklepania. On wszak zawsze miał tyle rzeczy do zrobienia, tyle spraw, tyle tego się gromadziło, och ach!

Smutny człowiek, ten lokalny Henryk Piecuch..!

Henryku Henryku
wiatr duje wiatr wieje!
Piecuchu Henryku

I don't want you to adore me, don't want you to ignore me





wtorek, 13 maja 2008

Ups

-No to zgrabnie pojechałaś w ubiegłym tygodniu, ho ho...
- A Ty skąd wiesz, toż się od miesiąca nie widzieliśmy?!
- Ekhm... czytam twojego bloga.

piątek, 9 maja 2008

Niechęć idzie w parze z niekonsekwencją

Przez Krakatau przewijają się dziwne doprawdy ilości angoli, no koszmar jakiś! Dziś zauważyłam jednak pewną prawidłowość - niezwykle inteligentni i spragnieni nowych wrażeń obywatele Wysp chleją co prawda od białego rana, ale za to głównie z pubach angielskich, których w mieście jest...yyy, z pięć?! A może by tak otworzyć jeszcze z pięćdziesiąt i będzie wtedy święty spokój?! Zamknie ich się tam, oni będą pijani i szczęśliwi, ja będę wyluzowana i uśpię w sobie jakoś chęć sięgnięcia do kieszeni po scyzoryk makgajwera za kazdym razem, jak widzę na ulicy to zataczające się bydło.

----------------------------

Nie ma nic przyjemniejszego, niż wczesne popołudnie spędzone na wygrzewaniu się w słońcu z dwoma cudownymi babami na schodkach przed kolorami ;) I żeby nie było - piwko też sączymy, bardzo nobliwie.

czwartek, 8 maja 2008

Dmuchawce, latawce, wiatr?!

Dziś rano świat był taki...delikatny. A ja w tym wszystkim, jak jakiś pieprzony dmuchawiec, parzący kawę jeszcze na autopilocie, w stanie ciężkiego niedospania. Bo wczoraj wieczorem szanowne towarzystwo nie dało mi odpocząć i miast delektować się wieczorem li i jedynie teatralnym, zapieprzałam jak ta głupia, coby własnymi ręcami wystawę montować. Późną nocą, żeby nie było. W budynku, w którym co chwila siadał prąd, a durny kurator uważał się za pana Boga razem ze świtą wszelaką z niebios przybyłego, wrr wrr.
(Musiałam sobie ulżyć, no).
Wernisaże się zaczęły, tak poza tym. Jakoś inaczej jest, odkąd jest, jak jest - o, to dopiero mądrość napisałam! Chodzi oczywiście o to, że kompletną bezedeurą jest chodzić na te wszystkie spędy, ponieważ służą one przede wszystkim mojej walce z eksem na spojrzenia. Ewentualnie na popisowe olewanie i inne pierdoły, jak to mamy w zwyczaju. Straszliwie wykańczające psychicznie, a tak poza tym, to ja jakoś preferuję oglądanie prac w spokoju, kiedy nie wchodzą mi w kadr osoby znaczniejszego niż mój wzrostu...

----------------------------------------------

Oj, a głupota babska nie zna granic - wlazłam rano jak ta durna na pudla, zobaczyłam zdjęcie Javiera Bardema i zdążyłam się tak ze dwadzieścia razy zakochać;)

poniedziałek, 5 maja 2008


Amy żyje w Kra i ma się całkiem nieźle;)

sobota, 3 maja 2008

Co gra dziś w moim ipodzie

Simon, my brother, said 'i loved her'
Should I say that he loved me
I was in second grade, he was fourteen
In the shady of the trees
There was a summer breeze
Whole thing's a blurry dream
Behind the house quiet as a mouse
He told me not to even breathe
A secret hard to keep
I didn't know till thirteen
By then I knew what to do
Just an old routine
All the boys had a thing for me

You see me trying to smile up on this pole
But I'm just hiding the pain that’s deep in my soul
You wanna fuck me, I already know
You wanna fuck me and toss me back on the floor

My mama always said 'you're the brightest star'
In life, you're sure to go so far
Been at this club about four years
Hooked on dope, crying in the mirror
When we were just little girls
We learned to dance in mama’s pearls
Baby bend over and shake that ass
Hey, you wanna come home with me
Hoping you fall in love with me
I could make love to you for free
We could just get a place and start a life
And try to make things right!

---------------------------------------------------------------------------------

I najpiękniejszy komplement, jaki usłyszałam: "masz uśmiech osoby, która doskonale znając reguły, bezczelnie postanawia ich więcej nie przestrzegać".
No ba!

czwartek, 1 maja 2008

Photomonth 2008

Achtung, to będzie bezczelna promocja:)
Dziś rusza w Kra szósta edycja Miesiąca Fotografii - nie trzeba tłumaczyć, szto eta, warto natomiast wiedzieć, gdzie i o której się będzie działo. Zapamiętać adres www.photomonth.com i stawiać się przez miesiąc na wernisażach - ja wiem, że z tego się nie wychodzi żywym, ale należy chociaż spróbować!