poniedziałek, 11 sierpnia 2008

No i co.
Nic mi się jakoś nie pisze. Choć dzieje się tyle, że nie dzieje się nic, parafrazując Jaroslava Rudisa, którego Niebo pod Berlinem zakończyło podbijanie mojej cołikendowej listy obecności w empiku.

Sobotę spędziłam w Psie, ubrana bezczelnie w dres. I arafatkę. No co, wyszłam tylko na kawę, a że potrwała do trzeciej w nocy... fajna kawa, znaczy. Fajna bardzo.

Wojna w Gruzji. Sprzeczne informacje w Tok FM, Olka właśnie siedzi w samolocie wojskowym, zaszczycając drugi transport ewakuacyjny obywateli Polski. To jest jakaś paranoja! Drugiego września wyjeżdżamy. Co się stanie, gdzie nas zawieje..? Kaukaz śni się po nocach. Drąży i wierci dziurę w mózgu. Nie planować - być.

Chcę zniknąć, tak bardzo.
Już nie wystarczy to, że się śni. Sama chcę być snem.

Brak komentarzy: