wtorek, 11 lutego 2014

Wielość bzdur

Piszę: trzy granty miejskie, fundusz, staruchów chyba ze dwa razy, ministerstwo pracy i dwa wnioski na działalność gospodarczą. Na raz. Oprócz tego  mam dziś siłownię, więc musze ogolić łydki i w końcu pójść zrobić coś z tymi ręcami. W piątek walenty, więc idę na hardcory, wydrę się trochę, narozrabiam.
Oczywiście, że chciałabym być teraz daleko.
Oczywiście, że bolą mnie oczy od komputera i czasem też serce.
Oczywiście, że świerzbią opuszki palców.

sobota, 8 lutego 2014

Salam alejkum

Idę, lub raczej idziemy na imprezę wieczorem. Do koleżanki, która obchodzi pierwszą rocznicę ślubu. Ona ma 38 lat, on 23, ona jest krakowską prawniczką z dwoma mieszkaniami i jednym młodzieńczym rozwodem na koncie, on jest arabem z Algierii, który zaczyna rozumieć angielskie bezokoliczniki i chyba chce być fryzjerem. Przyjechał miesiąc temu, bo długich bojach z urzędnikami emigracyjnymi i ambasadorem, a ona już je wieprzowinę chyłkiem i ukradkiem w pracy. On nie chce się stukać szklanką z colą o szklankę z piwem, bo to zabronione. Namawia ją na wakacje w Paryżu.
Miły dzieciak, swoją drogą.
Przeraża mnie liczba mnoga.
Przeraża mnie własny rasizm.
I to, co mi się dzieje teraz w środku.

Moja teściowa też uwielbia takie klimaty.
Uciekać, uciekać stąd. Po co to wszystko, po co ten nadmiar rzeczy nieważnych.

Starość

Diu po wielu przygodach, które trwały siedem lat z hakiem, wreszcie zmieniła pracę. Czy aby nie będzie z deszczu pod rynnę to się dopiero zobaczy. Niestety, niedokładnie skrojony garniturek niby dalej mnie obowiązuje, raczej sobie też nie zrobię znowu dredów, ale może przynajmniej będę mieć duże, regularne i przeznaczane bez wyrzutów sumienia na tatuaże dochody. Na tatuaże i siłownię i jeszcze na chodzenie na manicure, co jest w moim wypadku tak jakby odkryciem życiowym.

Tyle się podziało, że nie wiem sama od czego zacząć.

Sis w Londynie z chłopcem swym wydziaranym od stóp do głów i to dosłownie.
Madre w Lublinie z chłopcem swym połowicznie emerytowym i nie wydziaranym, ale za to noszącym złoty sygnet i krzyżyk na szyi (to chyba gorsze). I córkę ma ten chłopak mi madre, córkę w moim wieku, którą znałam jako dziecię w podstawówce, kiedyśmy to społem kochały się w Kurcie Cobainie i pisały do siebie listy na jego temat. Proszę się nie śmiać, miałam 11 lat a to i tak lepiej, niż słuchanie w tamtych czasach zespołu New Kinds On The Block, który mi się teraz zresztą bardzo podoba, jak po butelce wina udaję, że jestem szczupła i młoda.
Dżonny Bi przyjechał z angielskich włości. Bezczelnie dobry stary Dżonny Bi, dalej ten sam krzywonóg z sukinsynowatym poczuciem humoru. No, niedobrze jednym słowem, bo przypomniło mi się, że trochę mi nie powychodziło w tak zwanym między czasie. Kto pamięta Starowiślną, kręcenie ogniami, picie wiśni w ciasnej kuchni, która cudem mieściła pięć bab, Dżonnego, czasem tego Hindusa co udawał marynarza i trzy ciotunie, ten zastanawia się, jak to było możliwe na tym szalonym metrażu. No cóż, chyba wszyscy ważyliśmy po 20 kilo mniej. Tak czy siak, zapowiadało się, że życie będzie co najmniej zabawne, że może nie dojdziemy do jakiś strasznych pieniędzy, że może poboli trochę po drodze, ale generalnie grupa przyjaciół robiła swoje.
Dziś utrzymujemy ze sobą bardzo sporadyczny kontakt.
Ja nie pamiętam, że prawie miałam wtedy dziecko z małolatem.
Nie pamiętam, że w chwili, gdy umierał mój Ojciec pradopodobnie właśnie oddawałam się zdradzie.
Nie pamiętam, jak bardzo bolało, kiedy ktoś mnie kopał w dupę, a ja robiłam to samo komuś innemu.
Nie pamiętam, kim chciałam być, bo wtedy byłam jeszcze soba, a teraz za cholerę nie wiem kim.

Mój ukochany pisarz przyjeżdża niedługo do Krakowa. Siedzi na codzień na Syberii, córki się dorobił grubo po pięćdziesiątce. Może coś mi się przypomni.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Jademy, jademy!

Och Jahwe, Jahwe, zaraz jadę do Sarajeva i już przebieram nogami z niecierpliwości! Potem będzie Chorwacja, ta stara, dobra, niemodna wśród hipsterów Chorwacja. A w niej Marian lat sześciesiąt, kilo dwadzieścia pięć (nie, nie na odwrót) oraz Jelena i jej robione na szydełku serwety. I kamienie na plaży, i morze i góry, i święty spokój. Ożujsko przegryzane ligniami sa żaru i molo o północy. Nareszcie.

A w drodze powrotnej będzie Banja Luka i jak się uda, to jeszcze szybki obiad u Bajora w Budapeszcie i skok na kilka minut do Parisi Udvar, obowiązkowo. Aż w końcu nastanie koniec września, czyli Kraków, czyli praca, czyli ludzie, czyli nerwy.

czwartek, 22 sierpnia 2013

Autumn is far to come

Idzie, idzie. Zaraz zacznie się jazda, czary mary, za dużo czerwonej rioji i znowu wkroczę w nierealną przestrzeń. Dziś rano, jadąc do pracy, słuchałam Noir Desire, a to znaczy, niestety, że mimo trzydziestki z hakiem jest tak samo, jak dziesięć lat temu, No co za wstyd. Do szybkiej porannej kawy oglądam na gumtree oferty mieszkań na wynajem, najchętniej okolice Długiej, choć wiem, że powinien być Kazimierz. Ale Kazimierz się skończył, za dużo hipsterstwa się pałęta i nawet w dawniej ulubionych oberżach kawę nalewają małolaty ubrane w dresy przypominające uciapane jajkiem śpiochy. Obrzydliwe.
Przecież się nie wyprowadzę z własnego mieszkania. Przecież nie będę znowu siedzieć i machać nóżką w pończoszce, bo mam o dziesięć lat i o dziesięć kilo za dużo. Nie zmienia to faktu, że nadchodzi ta niezidentyfikowana pora roku, w której lubię sobie wstać i wyjść. No znowu, co za bal..!

wtorek, 20 sierpnia 2013

Ach, łabędzie płyną po stawie!

Ostatnie tygodnie dały mi tak w kość, że nie chce się żyć. A ludzie to durnie, niestety, szczególnie Ci, z którymi spedzało się sporo czasu, co jest odkryciem nieprzyjemnym i żenującym jednocześnie.
W piątek w nocy rzuciłam kebabem w stadko otwartych ze zdziwienia twarzy, z niezbyt inteligentnym i zgoła śmiesznym wyrazem zaskoczenia, wstałam, podziękowałam, wyszłam. Wczoraj trzasnęłam drzwiami, wyszłam. Dobrze jest po prostu wyjść, nie godzić się.

Nie ma ani jednej osoby wokół mnie, z którą chciałabym utrzymywać jakikolwiek kontakt. Ci ludzie brzydzą mnie i śmieszą równocześnie, a ich wydumane problemy tak gówno, tak bardzo gówno mnie obchodzą. Przedszkolaki z oczami jelonka bambi i wymyślonymi fochami rodem z wiejskiej dyskoteki - bo ona ze mną nie tańczy, bo on nie wysyła mi smsa. Och, Jahwe, no koniec świata!

Odkrycie, że ludzie nie umieją robić tego, czym się chwalą, też jest zabawne. Robić to, do czego człowiek sie zobowiązuje, powinno się jak najbardziej przyzwoicie, to jest wręcz obowiązkiem ludzkim. A nie - nakłapać dziobem, wypiąć klatę, a później - o matko bosko. I to bez poczucia wstydu. Jest pewna różnica między byciem profesjonalistą, amatorem, a osobą początkującą w danej czynności. Tym ostatnim można być przez całe życie, jeśli wykonuje się coś bez udziału świadomości, jeno - intuicyjnie. Czasem wyjdzie, czasem nie wyjdzie, a nawet nie umie się dokonać samooceny.

--------------------------------------

Już słyszę ciotuchnę kochaną z Warwsiowy jak mówi mi tym moim ulubionym tonem: "och, jaka ty jesteś wyniosła..."!

Tu tytułu nie ma

Nigdy, przenigdy nie będę miała dziecka, nie będę przez 9 miesięcy ciąży zastanawiać się, czy będzie w pełni sprawne i zdrowe, czy też czeka mnie do końca życia piekiełko. Gdybym jakimś cudem/nieszczęściem dziecko jednak miała i byłoby ono niepełnosprawne, oddałabym je do ośrodka. Wcześniej - w każdej chwili - przeprowadziła operacyjną aborcję. Chuj wam w dupę, panowie i panie politycy, chuj wam w dupę panowie i panie katolicy, chuj wam wszystkim w dupę. Przeżyjcie kilkadziesiąt lat sami, będąc w pełni odpowiedzialni za chorą osobę, dwadzieścia cztery godziny na dobę, non stop. Przeżyjcie za 670 złotych miesiecznie i nie skarżcie się, dajcie radę.
Wszystkich, którzy pchają się na stołki decyzyjne powinno się najpierw wysyłać na obowiązkowe pięcioletnie szkolenie z trudnych przypadków życiowych, żeby wiedzieli, o czym w ogóle oni mówią. O czym decydują.