piątek, 29 sierpnia 2008

Ignor, czyli eksa znów doświadczyła korma

Niektórym chyba odbiło i nie, wcale nie mnie, chociaż jest dziewiąta rano deszczowy piątek, a ja stukam w klawikordę nie będąc bynajmniej w pracy - cóż, mówiłam, warwsiowa i wstawanie bladym świtem.
To tak na zagajenie było, bo rzecz jest poważna. Ba, rzekłabym, że wagi wręcz państwowej. Ktoś tu uważa się za bóstwo o mocy wszechgalaktycznej, które do tego nie obowiązuje zwykła ludzka przyzwoitość, w związku z czym dopierdala się przy byle okazji. Wziął i poszedł, więc teraz niech przyzwoicie zniesie konsekwencje, a nie będzie mi tu najazdy urządzał i ataki słowno - erotyczne. Kto ja jestem, psychoterapeuta - burdel matka?!
Wszystko było pięknie fajnie, dopóki znów się mu nie umaniło to i owo. Ja nawet wiem czemu - spojrzał w lustro, zobaczył, co zobaczył, nie będę zgryźliwa i nie skomentuję, po czym przypomniał sobie moją postać. Czwarty raz, czy piąty, bo już straciłam rachubę. A może i siódmy, kto to wie...

Wyznaję zdrową zasadę utrzymywania pozytywnych kontaktów z byłymi kochankami, oczywiście, o ile to tylko możliwe. W stosunku do tego pana i tak zrobiłam o wiele więcej, niż powinnam, łącznie z próbami zrozumienia dziewiętnastolatki, której jakoś tak przypadkowo zaplątał się między nogami w czasie naszego narzeczeństwa. Próby nie wypadły pozytywnie. Nie wymagajcie ode mnie więcej, bo to już i tak o wiele, wiele, wiele za dużo. Ignor i zen. Szkoda mi każdego grosza na smsa.

Nie wiem, co ja tu wypisuję, ale może jak mi się wyleje, to będzie lepiej. Gwoli potomności też, gdybym przypadkiem zapomniała, bo czasem popełnia się blędy.

A z innej beczki - urodziny miejsca, a mnie niet. Może i dobrze, jeszcze bym się w dyskusje wdała.

Brak komentarzy: