wtorek, 29 lipca 2008

Wczora z wieczora...

...wystylizowałam ja się pięknie, w co następuje:
* gacie typu wojskowego, które kiedyś były khaki, a teraz są szarawe po prostu, mają milion suwaków, kieszeni, dzyndzli i frapujących sznureczków oraz urwany guzik przy rozporku - próbuję wyrzucić je od stu tysięcy lat, ale jeszcze się nie udało
* bluzę w paski poziome typu lekki przyodziewek nocny
* torbę w paski pionowe typu zbój
* szal w paski ukośne typu plaża
* japonki, nie w paski, ale za to takie fajne dżeciki mają, wzór moro na czarnym aksamicie

No, masakra. A wystylizować się musiałam, jako że Szefowa Ma Małgorzata zawezwała mnie do pewniej alternatywnej oberży, gdzie też diabli wzięli wspomnianą dietę, zen i funkcjonowanie zero procent, bo jako królowe życia i artystki oddałyśmy się od poniedziałku piciu piwa. Teraz mam dylemat, bo wszak wiadomo, że wolę łobuzowanie, ale skoro odbywało się ono w towarzystwie szefowej, to prawie jak praca, prawda?
Po kilku upojnych chwilach głos w mojej głowie powiedział: idź dziewczę malowane na rynek, idź i nie martw się, ponieważ czeka tam na ciebie rzecz niezwykła. No i czekała. Nawet większą grupą. Bo kręcili ogniami i to jak..! Dawno czegoś takiego nie widziałam, a widziałam już wiele ogienków, jako że sama staram się parać. Wrosłam w bruk rynku, a wszystkie paski na moim przyodziewku stanęły dęba z wrażenia.

--------------------------------------------

Narzeczony jest wniebowzięty, jako że usłyszał komplemet swojego życia - powiedziano mu mianowicie, że jest jedynym znanym w towarzystwie prawie czterdziestolatkiem, który będąc jakby nie patrzeć wykształciuchem, nosi irokeza, a nie gra w zespole Prodigy.
Hehe, ja bym dodała, że nosi również długi rękaw. Latem i zimą. Złożony z pięknych, kolorowych obrazków. Zrobię ja sobie kiedyś z jego skóry gustowny porfelik i torbę na laptopa.

Dobrego dnia wszystkim, bo słońce. A ja w nim - jako ten robaczek.

Brak komentarzy: