czwartek, 24 lipca 2008

Leje

Pogoda idealna na rzeczy, które akurat mam ochotę robić, czyli: picie hektolitrów herbaty, czytanie książki o Stalinie, ale koniecznie zagrzebana pod kocem w pozycji embrionalnej, planowanie wieczornego wypadu do kina na straszny i przerażający film (z dwóch powodów: raz, że treść, dwa, że bilety w prezencie od eksa), spoglądanie kaprawym okiem na wiśnie, spiryt i cukier, czekające, aż znajdę mój hiperwielki słój, co jest o dziwo dość problematyczne, chociaż widziałam go całkiem niedawno, podczas wyżerania z niego małosolnych...hm.

Parzą mi herbę.
Oddali trochu grosza, choć jeszcze całkiem sporo wiszą.
Ci z wyborczej dali wczoraj całkiem niezły film.
W radio bardzo jest miła atmosfera.
Mama obiecała w ramach prezentu zasponsorować swej dorosłej córuni buty trekkingowe.
Odbyłam dziś od rana już dwie rozmowy z Nieocenioną, które mają mi zadośćuczynić smutny fakt powodzi, w związku z którym rzeczona Nieoceniona nie przyjedzie z nocną wizytą.
A wczoraj w nocy odkryłam naprawdę zajebistego bloga, uch uch. Którym się póki co nie podzielę, mając skłonności egoistyczne i to w kierunku wybitnie rozwojowym.

No, nie jest najgorzej.

Chociaż przyjeżdża dziś Michał.
A jego brat nie widział go od dobrych piętnastu lat. Nie wiem, za którym trzymać.

Muka!

Brak komentarzy: