środa, 30 lipca 2008

Prasówka

Wczorajsza kolacja należała do wybitnie udanych. Wystarczy popatrzeć na jej skład główny:
* Brat Z Wyboru
* ja
* kurczaczek z pieczarkami w sosie ostrawym
* zielona sałata z takim miłym dipem śmietanowo - musztardowym
* ferrero rocher
* piwo marki nie powiem jakiej, bo co będę promować przed tymi trzema tysiącami dwieście czterdziestoma siedmioma osobami czytającymi mój blog
* fajki
* film z Bollywood o frapującym tytule Bluffmaster.

Nic dziwnego, że po takiej kolacyjce poczuliśmy nieodpartą potrzebę udania się do oberży miejscowej, mieszczącej się na ulicy Estery, aby skonsumować kieliszeczek, albo i dwa białego wytrawnego winka (ja) oraz taką cud wódeczkę ziołową z tonikiem i cytryną (Brat Z Wyboru). Istotne to o tyle, że będąc już na lekkiej bani, odkryłam ja hasło życia, które zamierzam teraz cytować namiętnie, gdzie się da - mianowicie poczytując gazetkę, na którą napatoczyłam się w oberży miejscowej, natrafiłam na wywiad z Sarah Jessicą Parker, która stwierdziła ni mniej, ni więcej: Więcej przyjemności od bycia z mężczyzną daje palenie marihuany z przyjaciółkami, słuchanie muzyki i picie dobrej kawy.
I to jest to.
Miazga i święta prawda.

Jest nadzieja, że narzeczony się nie obrazi.

Ha.

Brak komentarzy: