Po kilku miesiącach ciężkich, bardzo emocjonalnych bałkańskich klimatów, czarownic z harmonią nad moją głową i owijania się w amarantowo - morskie aksamity plus przybrudzoną wełnę dla równowagi, zaczynam sobie lekko oddychać. Muzycznie, znaczy. Zaczęło się niewinnie od Anki, a teraz przeszłam sobie płynnie na dokonania mojej pierwszej miłości życia, gdzieś tak na oko w wieku lat siedemnastu rozpoczętej, czy coś koło tego.
Skubas, buzi.
Ale żeby nie było - mnie bardzo kręci dobre bo elektroniczne, lubię też pasjami niemieckie pokrzykiwania w rytm perkusji, do tego dużo korzennych brzmień, w zimie całymi tygodniami jazz, a wszystko doprawione sporą porcją klasyki. Tylko z bluesem idźcie ode mnie jak najdalej..!
------------------------------------
He he, jak to jest, że wszyscy moi eks (których wcale nie jest jakaś zastraszająca liczba), prędzej czy później przechodzą okres białych kaszkietów?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz