sobota, 26 lipca 2008

Jaja to zdwojone ja

Od trzech dni trwa pełny program artystyczny. Już nie daję rady..!
A zaczęło się tak niewinnie w czwartkową noc, w Arsie - dawali film o takich strasznie bogatych ciołach nie wiada czemu alienujących się od jakże cudnej slumsowej poetyki Mexico City. Obejrzałam, pomyślałam to i owo, a udając się bardzo grzecznie w stronę domu, zostałam podstępnie zwabiona do Dymu - wiadomo przecież, że z kina do moich apartamentów innej drogi nie ma, jak tylko kole ulicy Tomasza, więc to nie moja wina. Podstępni znajomi rozweselili mnie przy pomocy urokliwej konwersacji, trzech piw, tańców ze Szwedem oraz odbijania czerwonego balonika w strugach deszczu. Podjęliśmy wiele decyzji wagi światowej, a szczyty naszej inteligencji rozbłysły nadmiernie, by symbolicznie zgasnąć wraz z nadchodzącym świtem.
Wczoraj w ramach postanowienia poprawy udałam się na kolację do przyjaciela dwa piętra niżej, tylko po to, żeby z radością stwierdzić, że oto będę zaraz uczestniczyć w orgii. I to jakiej..! Upojna sprawa, taka orgietka,a kto pomyślał o sekszeniu się i tym podobnych, naprawdę zbłądził.
Migawki:
dużo dobrego wina/ dużo dobrego towarzystwa/ dużo dobrej muzyki/ za dużo psychologów/ jeden barman, ale za to jaki/ śpiewy, tańce i gimnastyka artystyczna połączona z akrobatyką/ hołubce i wywijanie z obcasa/ zwiedzanie trzech mieszkań w naszej cudnej kamienicy/ ironie ironie/ no uroczo.

Ostatnia migawka, jaką pamiętam, to ja pokazująca jakąś właśnie odkrytą super pozycję jogi, z nogami na głowie i szklanicą wina w dłoni, cudnym śmiechem na ustach oraz wzrokiem co najmniej rozmigotanym. Podejrzewam, że sąsiad przerzucił mnie przez balkon i tym sposobem znalazłam się w moim mieszkaniu.

A teraz siedzę w kolorach i leczę się kawą oraz sokami multiwita razy x, przeklinając domowy net, który wziął i poszedł. Na spacer tylko, mam nadzieję.

Brak komentarzy: