wtorek, 15 lipca 2008

Club des Belugas

Uch. Chyba jestem zbyt wolna, żeby być przy tym porządna. I grzeczna.
(jak to durnie brzmi, swoją drogą).

Ale taka prawda.

Byłam na niesamowitym koncercie, oczywiście przypadkowo. Spotkałam dziesięć tysięcy nie widzianych od lat twarzy, co mi znakomicie zrobiło na nastrój. Tylko z jedną osobą ze spotkanych wymieniłam numery telefonu, bo przeć umiejętność dokonywania cięć cnotą niepokornych. Aczkolwiek w moim fachu daleko tak nie zajadę;)

I jeszcze zaczęłam żałować za grzechy. Nawet parę z nich postanowiłam wyjaśnić, tudzież wyprowadzić na prostą, ale... no właśnie, ale. Po przemyśleniu spraw dochodzę do wniosku, że tu i ówdzie zachowałam się jak lepiej nie mówić kto, dokonawszy cięć ostatecznych, lecz było to spowodowane zachowaniem tych innych osób. Które znosiłam długi czas, prosząc, prosząc i jeszcze raz prosząc o delikatną zmianę, ewentualnie w najgorszym stadium starając się ignorować. Cóż, nie wyszło. Więc nie będę przepraszać.
Bo za co?
Za grzebanie w moich prywatnych mailach?
Za śledzenie moich wieczorów z przyjaciółmi?
Za zaborczość?
Za przemeblowywanie pod moją nieobecność mojego mieszkania przy pomocy bynajmniej nie mojej mamusi?
Za narzekanie, że w zlewie częściej stoją naczynia po terpentynie i oleju lnianym niż po ugotowanym w pocie czoła trzydaniowym obiedzie?
Za wolność myślenia i nie podporządkowywanie się komuś li i jedynie z racji tego, że uwaga! ma penisa!?
Za mówienie o najukochańszym stworzeniu w moim życiu "w dupie mam twojego pieprzonego kundla"?
Za próby nakładania smyczy?
Za dziewiętnastolatki w moim łóżku?
Za swój własny problem decyzyjny?
Za nie moje długi?

I tak dalej, i tak dalej, i tak dalej...

Wolę być tą złą, niedobrą, zsuczoną. Wolę mieć wrogów i słyszeć szepty za plecami. Wolę. Niż poniżyć się.

Brak komentarzy: