wtorek, 12 lutego 2008

Visaaage

Ojojoj.
Wczoraj w Pauzie spełniałam napój złocisty z lekką pianką gwoli przyjemnego rozpoczęcia tygodnia i całkiem niechcący poznałam wizażystę. Prawdziwego, niepodrabianego, bo jest gejem i ma włosy w czubek z grzywką na bok, czyli - znak firmowy odpowiednio wyeksponowany.
No i pan wizażysta ma coś ze mną zrobić, obiecał!

Posłużmy się obrazkami, to zawsze dobrze działa, w tym przypadku biorąc na tapetę moją ukochaną Amy. I teraz porównajmy mnie do niej, tak trochu chociaż:)
No to teraz jest mniej więcej tak:



A chodzi o to, żeby to wszystko wygłądało jakoś tak:



Jest różnica? Jest.
Tylko, że to cholera, nigdy nie wypali.
Bo ja nie umiem chodzić na szpilkach.
Bo jak sobie oko strzelę, to i tak efekt utrzyma się co najwyżej dziesięć minut, bo zapomnę, że coś tam namaziałam i zaraz przejadę dłonią po powiece i całe te makijaże diabli wzieli.
No i będzie tak, jak zwykle.

Brak komentarzy: