niedziela, 17 lutego 2008

Słońce


Takie dziś słońce w Krakatau, że aż wstyd było nie skorzystać - nawet miasto wygląda bardziej na Kraków, niż na to Krakatau nieszczęsne!
Mimo fury dziwnych prac do wykonania wywiało mnie na spacer - okularki na nosie mi się miło w słoneczku świeciły, a mój umęczony piątkową i sobotnią nocą organizm wracał do stanu ładu i składu. No bo się działo... szczególnie wczoraj. Muszę się bardzo, ale to bardzo zastanowić nad sensem mieszkania na Kazimierzu, bo to niebezpieczne dla stanu mojego zdrowia, no i zawartości portfela, który teraz wynosi jedno wielkie i okrągłe zero:)
Od kilku lat zawsze zajmowałam apartamenta kazimierskie, z jedną małą, trzymiesięczną zdradą na rzecz okolic Kleparza, ale oczywiście wykazałam się skruchą i przyniosłam moje zabawki z powrotem. Ja chyba lubię, tak po prostu. Ale stanowczo powinnam mieszkać znacznie dalej od Placu Nowego, bo wtedy wyjście z domu na akurat umanione sobie piwo w tym i tylko tym miejscu byłoby znacznie bardziej problematyczne o godzinie drugiej w nocy... I zawsze sobie obiecuję - o nie, kochana, nie tą razą, nigdzie nie idziesz, zostajesz grzecznie w domku, a ludy to Ty sobie zaproś, gdzie tam leźć w tą ciemna, zimną noc, brrr. A za chwilę - no tak, przyjdą, nabałaganią, będą mi palić w łóżku i nie wyjdą wcześniej niż za trzy dni... No to może ja jednak się pojawię na dzielnicy, taa...
Boże, jakie to głupie.
Jestem dorosłą, asertywna, świadomą siebie kobietą, tak? Większej bzdury nie słyszałam.

Brak komentarzy: