czwartek, 7 lutego 2008

On the road again

Typowe, no typowe.
Najpierw posucha, że ani pół projektu człowiek nie zobaczy, klik klik bez celu w klawikordę, nie ma sensu pisać na zaś, bo już się na owo zaś jakieś pół miliona pomysłów na papier przelało, a na realizację... no, to chyba że z własnej pensji. Hyy...ekhm.
Aż tu nagle jak nie pieprznie cała lawina!

Oczka mi się świecą blaskiem ciut chorobliwym, w głowie taki film, że łożmatkobosko, a groźna pani metr pięćdziesiąt w kapeluszu, za to z władzą nieograniczoną, przytakuje mi z pełnym zgodności uśmiechem.
Nic z tego nie rozumiem.
Ale się cieszę jak ta o :)

------------------------------------------------------

A mój ex od kilku dni wysyła mi bardzo smaczne mesy.
Pewnie dlatego, że nie ma go w Krakatau.
A mesy wprost ociekają blaskiem, który ogarnia też exa.
Ten blask, to jego przeciekająca głupota.

Brak komentarzy: