wtorek, 13 stycznia 2009

W małżeństwie jest jak na Bliskim Wschodzie - no nie ma żadnego wyjścia!

Wojciech Zet, jak tylko w miarę się pozbierał ciałem i duchem, cichutko zakwilił z zachwytu. Po czym postanowił kwilić dalej, zamieniając li i jedynie miejsce - z Bagateli na Dym, gdzie też odegraliśmy przy stoliku sceny wybrane z Shirley Valentine, racząc się wyborem płynów alkoholowych i nie tylko. Towarzyszący nam Roztańczony Greg toczył wokół błędnym wzrokiem, nie mogąc zrozumieć, co jak i dlaczego. Miał prawo, nie był na spektaklu.
Red był nieobecny zarówno ciałem, jak i duchem, ponieważ spał. I przyznam, że ulga to dla mnie dość niestosowna może, ale za to w pełni zasłużona.

Oddaliśmy się kontemplacji, wynikiem czego Wojciech Zet wspomniał ostatnie swe spotkanie z Krystyną Jandą, z którego wyniósł dwie sprawy - to, że zadedykowała mu książkę: dla Zygmunta oraz, że czekając na ową dedykację wbił wzrok w ogromnego pryszcza na jej szyi. Ja wyniosłam czysty zachwyt nad człowieczeństwem. Bo wiecie, do tej pory wydawała mi się taka zimna i sukowata, co tu kryć, mimo, że ja ją pasjami. A tu nagle ciepło, uśmiech i jeszcze ta opowieść o pryszczu.

Bywam beznadziejna, tak tak. I mało poetycka, tfu.

A tak z innej beczki, to jak człowiek się lekko zapuści, ma bałagan w domu a w lodówce jedynie światło, wychodzi na ulicę przygarbiony, przygnębiony i czarną myślą przybity to od razu trzask prask tłum adoratorów, gór do Mahometa przybywających, ćwierkanie i śpiewy słowicze pod oknem i to nie od byle jakich postaci, o nie. Od postaci, rzekłabym, rozkosznie wspaniale pojebanych, szalonych twórczych i miło łaskoczących me oko swym zewnętrzem. Więc co ja, no ja jako ta durna rzucam się odkurzac, polerować, napełniać lodówkę, odżywkę kłaść na mą fryzurę, tracić pięć kilo i ogólnie się dekorować. No i co? No i siedzi człowiek taki odpindrzony i tylko mu niewygodnie, a w domu ciężko znaleźć cokolwiek, taki porządek. Blee, a nie dam się. Kupię sobie muchołapkę i będę się bić po plecach, jak odbije mi podobna głopota w przypływie nie za bardzo wiem czego.
Skoro lecą na bałagan i rozpasanie intelektualne, w przeciwieństwie do cielesnego, to tym dla mnie lepiej, bo za bardzo nie muszę się starać - posiadam tego aktualnie w nadmiarze.

A najlepsze jest to, że w tej chwili, gdy ja oficjalnie zajmuję się pracą zawodową (do której naprawdę, naprawdę za momencik powrócę, jak tylko skończę to pisać), pewien pan drogi memu jestestwu sprząta w domu i wyprowadza psa na spacer. I jest nawet szansa, że przyniesie zestaw obiadowy z knajpy pod domem, bo posądzanie go dzisiaj jeszcze o gotowanie to doprawdy byłaby już perwersja..!

Brak komentarzy: