sobota, 17 stycznia 2009

Armaggedon

Cudnie. Energia, hałas, rozmowy, muzyka gra, pan w radio się mądrzy, Szefowa ma Małgorzata zaciera ręce, by wreszcie rzucić w pizdu papierki i zasiąść na portalu pod tytułem nasza klasa i nagle... jeb, bum, cisza i ciemność nastaje. Chwilę później na całej ulicy, pełniej konsulatów i budynków innych, Bardzo Ważnych Urzędów, zaczynają wyć alarmy. Czad. Awaria, znaczy.
No to poszliśmy na piwo. I do kina, na nową ekranizację Franka M. Po obejrzeniu musieliśmy pójść na kolejne piwo...

Anyway. Popisałam się karygodną ignorancją, którą muszę w sobie zwalczyć - postanowienie noworoczne, no co, jeszcze styczeń mamy, jeszcze można. Ignorancja moja nie miała na szczęście przykrych skutków, ale pozostał wstyd i uczucie bycia durną babą. Niniejszym kajam się po raz wtóry i obiecuję zwracać uwagę na słowa, które kierują do mnie inni ludzie, obojętnie, czy w formie pisanej, czy mówionej. Na tym skończmy temat.

Jest słoneczna, przyjemna sobota, w teatrach grają mnóstwo świetnych spraw, znajomi dzwonią i pukają do drzwi, mięsko przegryza się z przyprawami przed wstawieniem go do piekarnika, Red włóczy się z psem (jako że przegadalismy pół nocy, czas najwyższy), zaraz przyjdą goście i będziemy drzeć twarze kibicując Małyszowi. A co. Wieczorem zaplanowana wódka. Jutro koncert Roztańczonego Grega. Jest fajnie. Głębszych przemyśleń chwilowo nie posiadam.

Brak komentarzy: