czwartek, 13 listopada 2008

Zaszyłam dziurę w tym szarym swetrze z Zary

Ci z drugiej strony rynku są lepiej ubrani i jacyś tacy mało wygnieceni - spotykam ich każdego ranka, idących powabnie w stronę Kazimierza, trzymających w objęciach firmowe torby, stuk stuk podeszwy drogich butków o rozwajający się chodnik (no właśnie, rozwalają nam chodnik)!
Też tak kiedyś miałam, ale mi szybko przeszło - po trzech miesiącach na ulicy Długiej zaliczyłam spektakularną ucieczkę na Kazimierz; powody były różne, przemilczmy, aczkolwiek opisana wyżej sprawa stała się wartością dodaną;) Czuję się bardzo wystrojona w mojej stylizacji na campową towarzyszkę, co to żyć, nie umierać, z drobnym elementem przywiązania do postaci francuskiej intelektualistki uprawiającej seks z bieszczadzkimi drwalami. Taak. W skrócie można by się w tym opisie zamknąć. Przy rozwinięciu natomiast można by uściślić - chcącej uprawiać seks z bieszczadzkimi drwalami.

Ominie mnie wystroik łikendowy, bo jadę ja w górki jutro wieczorową porą. Cieszę się niezmiernie, głównie przez kwotę, jaka ma zasilić z tej okazji moje konto. Bo żeby nie było - będę w tych górkach pracować przez całe trzy dni, próbując ogarnąć grupę rozwrzeszczanych dzieciaków w liczbie pięćdziesięciu dwóch sztuk. No i fajnie. Po nowohuckich kibolach nie ma chuja we wsi - dam radę;)

Brak komentarzy: