czwartek, 27 listopada 2008

Czanga i anarchia;)

Przez ostatnie dni działo się nagle jakoś wiele i prawie wszystko, co dobre. Nie jestem do końca przekonana, czy powinnam mą myśl formułować w ten sposób, bo brzmi to co nieco zakończeniowo, a ja bym bardzo chciała, żeby ten stan trwał jak najdłużej. Jak się da - to na zawsze. Ale się nie da, wiadomo, wrr.
Przede wszystkim - mój wspólnik Gregor zostanie tatusiem. Czad.
Następnie - zaślubiny Mumina i Jodiego odbędą się w święta wielkanocne, a ja, jako dobra wróżka zębuszka zaczynam polerować swoją tiarę, co by odpowiednio wystąpić na party roku. Obawiam się, że chłopcy mnie rozczarują i będzie potwornie, ale to potwornie snobistycznie i elegancko. Choć może nie do końca, wszak ślub gejowski, ze mną w roli świadka...
Nowe związki wokół mnie i czczenie takowych w całkiem nowych knajpach, które jakoś tak podejrzliwie blisko mojej rezydencji się znajdują, a ja je dopiero co zaszczyciłam. Hm. Fajnie jest, czanga i pancurskie wieczory; nagle tuż przed trzydziestką zrobiło się bardzo licealnie;)

Rozbijam się po mieście w czarnym, campowym futrze, clarksach za pół pensji i spódnicy za czternaście dziewięćdziesiąt z outletu na Zwierzynieckiej (polecam!). W przerwach pakuję graty na kolejny wyjazd pracowy w góry, z którego wagaruję na przyszły weekend, żeby urządzić dzikie picie wódki w ramach świętowania mikołaja dla dorosłych, po czym zwiewam znowu w Beskidy.

I najlepsze - obejrzałam Plac Zbawiciela. Nie to, że ja nieczuła jestem, ale codziennie stykam się w pracy z takimi patologiami, że mnie ten film ruszył... troszeczku. Ciut. A jedyna porządna refleksja, jaka mi się nasunęła, jest oczywiście totalnie egoistyczna, bo cieszę się bardzo, że kochany eks dopuścił się paskudnej zdrady odpowiednio wcześnie. Że nie wdupiłam. Co prawda bardziej pasuję do postaci wrednej teściowej z filmu, niż biednej, zdradzonej szarej myszki z nadwagą, której cały świat daje tylko z półobrotu, no ale. Omijając tą subtelną kwestię - jest dobrze. Mogę sobie robić, co chcę, spotykać się, z kim chcę, tańczyć na stole i obserwować dziki i jelenie. Malować ryby na ścianach i przez osiem dni nie myć garów zalegających w kuchni. Mogę uprawiać seks z tym aktorem, co to ostatnio i wychodzić od niego po trzech dobach z gerberem wpiętym w moją rasta czapę. Fotografować dziary na plecach i czytać Kanta przed snem. Zastanawiać się nad kupnem baraku na Skałkach i przerobieniem go na dom z pracownią. I kocham ten stan i nikomu nic do tego.
A co.

Brak komentarzy: