niedziela, 9 listopada 2008

Popremierowo

Parę dni temu w Słowackim z okazji czterdziestolecia Małych Form Teatralnych, a wczoraj w Bagateli - Proces Kafki. Zachwyt przemieszany z duszonym śmiechem z kanapy - kto widział, ten wie. W wersji premierowej - jedynej..! A potem wódeczka i strasznie mądre rozmowy u oświetleniowców, bawienie się naczelnym porszakiem dużej sceny, opowieści, historie i mity, później Pies i tańce do ósmej rano z całą bandą aktorsko - techniczną plus przyległościami, a na koniec śniadanie na Starowiślnej w postaci jajecznicy z kurkami. A do śniadania wiśnióweczka. Ostateczny finał całości około południa.
Jestem przeszczęśliwa - kawał czasu tak nie było. Nie mówiąć o obsadzie wieczoru..!

I chyba lekko mi szumi - jeszcze. A wybieram się zaraz na drugi koniec Krakowa coby obejrzeć Bonda. A raczej - klatę Craiga. Taki był plan przynajmniej, ale nie wiem, czy co będzie z tego odbioru wspomnianej klaty, bo mam skurcz całej mojej osoby. Bardzo wewnętrzny i bardzo poważny. Włączyłam dziś Pamiętnik i...

Czas przestać się łudzić, że to przydarzy się jeszcze raz. Nie. Nie przydarzy. Chciałabym dać komuś wszystko, czego by pragnął, ale nie mogę. Bo we mnie już nic nie ma. Oddałam całość parę lat temu.

Brak komentarzy: