piątek, 21 listopada 2008

Skoro wczoraj bożole i siarczany...

... to dziś jeszcze trochę francuskich wytworów. Gapię się jak zaczarowana..!

Juliet Martinez i jej:
Roberta
Prodige

Orlando

La petite sirene


Ophelien

La demoiselle
Ida et Elisabetha
Grigory

Caproce


No i jak? Odjazd zupełny! - powiedziała pani dyplomowana krytyk sztuki, bo jej szczena opadła, zawisła w okolicach kolan, po czym wróciła do pozycji pierwotnej, drgając nerwowo i nie mogąc posłużyć pomocą przy artykuacji jakichkolwiek dźwięków poza cichym kwileniem z zachwytu. Chce się rzygać z radości, gdy widzi się takie podejście do tematu - bo tu i rozkład jest i kicz i przefiltrowane osobiście pojęcie piękna i estetyka swoista i te wiktoriańskie motywy i brak strachu przed brzydotą i deformacja i odejście od tych znienawidzonych przeze mnie anima baby dolls i i i... Och och!
Fajnie ma pani Martinez nasrane w głowie, bardzo bardzo fajnie*.
* Zdaję sobie sprawę z tego, iż nie jest to konstruktywna krytyka dzieła sztuki; wręcz przeciwnie, zatrzymałam się w niej na poziomie strasznego strasznego amatora i kiczoluba, ale se mła, pani dr Frailisch i proszę mi już nie robić wyrzutów, skoro swego czasu nadano mi chlubny tytuł naukowy, nad którego podwyższeniem usilnie pracuję, przynajmniej do stopnia dr. Na Jowisza, kiedy to będzie..!;)))

Brak komentarzy: