środa, 13 stycznia 2010

Pół - obcy

Wyrósł mi alien na czole. Wczoraj rano. Bolał i bolał, a wyglądem upodobnił mnie do postaci księżniczki z filmu Avatar - to, że nie zniebieściałam wynika tylko z faktu, że zzieleniałam z udręki. Po zaszczyceniu przychodni usłyszałam od pań cerberek pilnujących wejścia do jaskiń wszechwiedzących, że jeden z nich przyjmie moją osobę wraz z alienem dnia następnego o ósmej rano. Powlokłam się więc smętnie do mych apartamentów, złorzecząc i mamrocząc kurwami w środkach komunikacji miejskiej. Powróciwszy dziś kole godziny dziewiątej, (bom słusznie uznała, że i tak tyle czasu spędzę w poczekalni, więc lepiej się troszeczkę bardziej wyspać i pozwolić Panu Niedźwiedziowi spożyć jajecznicę), usłyszałam od pana wszechwiedzącego, że gorączkę owszem, posiadam, telepie mnie owszem, telepie, chore zatoki także posiadam, a jakże, alien jest wynikiem tego wszystkiego i objawia się ostrym bólem głowy, no a jak. I antybiotyk muszę jeść, bo inaczej to o dupę potłuc całą imprezę, ale generalnie z tym się żyje, proszę pani, z gorączką, chorymi zatokami i alienem na głowie. I nie dostanie pani zwolnienia z robótki, o nie nie, skąd, przecież pani nie zaraża i może sobie pani cierpieć w pracy, nie w domu.
Kurwa mać, weterynarz z koziej wólki pieprzony. Mam nadzieję, że mój alien zaraża, że jest epidemiologiczny i że jakimś cudem przeszedł na tego dziada, opuściwszy równocześnie mój skromny organizm. Tak. Przecież nigdy nie byłam mściwa.

Poza tym koledzy znajdują jakieś dzieci w pudełkach, Brat z Wyboru znajduje nieoczekiwanie miłość w postaci Pana Johnny'ego z miasta Wrocław, wraz z Panem Niedźwiedziem znajdujemy pentagram na ścianie jego nowonabytej jaskini (ujawinił się wraz z napisem "ania love" po ściągnięciu tapety po byłych właścicielach), mi madre znajduje kolejne studia podyplomowe, a ja osobiście - tylko aliena na czole.

Brak komentarzy: