poniedziałek, 25 stycznia 2010

Krakowski Sybir

Siedzę w pracy, tworzę projekt bynajmniej nie w pocie czoła, biorąc pod uwagę minus dwadzieścia za oknem i niewiele więcej w moim biurze, a kochana koleżaneczka zza ściany, zamiast przyjść jak Jahwe przykazali na kubek gorącej kawy, wysyła mi linki do zdjęć przedstawiających sypialnie, których okna wychodzą na piękne, ciepluchne plaże. W ramach ogrzania, znaczy.

Złośliwość ludzka nie zna granic.

--------------------------------

Podsumowując w kilku słowach łikendowe hołubce - zaszczyciłam w sobotni wieczór dwa bale przebierańców, jeśli można to tak oględnie ująć. Zapobiegawczo weszłam w rolę, w której nie musiałam zbyt przyzwoicie się zachowywać, czyli wystylizowałam się pięknie na Amy. Normalnie metoda Stanisławskiego, wielbiona przez aktorów na całym świecie! Stan łapacza myśli ciężkich, który gnębił me ciało przez większą część niedzieli jest tym samym w pełni uzasadniony;)

1 komentarz:

JOANNA STANGRET pisze...

sama po tym zaczęłam oglądać ciepłe plaże teraz oczekuję na lato.
ciepła życzę ;)