niedziela, 14 grudnia 2008

Tęsknoty, przytulańce

I białe różności do domu zakupione o nieprzyzwoitej dziewiątej rano w sobotę w Ikei. Co ja mam z tym białym ostatnio, zastanawiające, swoją drogą...
Wojtek przybył z ogromnym zwojem papierzysk pod pachą - cicho zakwiliam z zachwytu, po czym w obłędzie chaotycznego szału zerwałam ze ściany różne takie wypociny, coby zrobić miejsce. I jest.
Dokumentacja fotograficzna wkrótce.
(ponieważ artysta też człowiek, wiem z autopsji, wyprodukowałam w podzięce dzikie naleśniczki na ostro, co spotkało się z głębokim zrozumieniem oraz pomrukami radości)

-------------------------------------------

Cześć łobuzie. Bardzo mnie smucisz.

-------------------------------------------

Powód ogromnej satysfakcji został napotkany kole godziny dwudziestej trzeciej w kolorach i ledwo przeze mnie rozpoznany - utył z piętnaście kilo, ma potrójny podbródek i obwisły tyłek. Eks, znaczy.
Jest cudnie.
Mama złośliwie prycha - hihi, a nie mówiłam..?

Ano. Co nie zmienia faktu, że i tak w dzisiejszej pojebanej rzeczywistości jest najnormalniejszym facetem, z którym miałam bliższy kontakt. Tylko mnie paskudnie zdradził. Reszta natomiast to psychopaci - uwielbiam te ich jazdy u kilku, z którymi łączy mnie przyjaźń, pozostała część natomiast napawa mnie smutną pewnością, że kłirk kłirkiem pozostanie na wieki wieków.

I jak powiedziała pewna aktorka, z którą wywiad dziś czytałam - zwiążę się z kimkolwiek, byle nie aktorem. Nie ufam aktorom.

O, to to.
Święte słowa pani dobrodziejki.

Brak komentarzy: