piątek, 13 czerwca 2008

Trzynasty, piątek. Fajno

Moja przyjaciółka jest nieszczęśliwa. Nie umiem jej pomóc, nie mam jak., Nie da się. Koszmarna świadomość.
Mój przyjaciel, zakochany po uszy, właśnie usłyszał od swojego faceta, że sorry winnetou, zwijam zabawki, to nie to, a pomysł zamieszkania razem nieaktualny i ogólnie bzdura.
Mój współlokator wkurza mnie, jak nigdy dotąd i walczę ze sobą bardzo, żeby nie powiedzieć paru słów za dużo. Znając życie, pewnie powiem. Znając życie, zrobię coś więcej, niż powiedzenie paru słów za dużo. I bynajmniej nie będę żałować.

A wszystko rozbija się tak naprawdę o to zszargane już do oporu słówko na literę m. Że nie będę jego brzmieniem ust swych brukać.

Bo ja dziś zauważyłam ważną niezwykle rzecz - przypomniałam sobie na fali rozmowy z Nieocenioną, jak to jest być z kimś, mieszkać razem i takie tam. I wiecie co? Poczułam jedynie ulgę, że dzięki ci Jahwe, jestem sama, więc nie muszę iść na żadne kompromisy!
Nie umiem kogoś trzymać za rączkę i uśmiechać się przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, bo zwyczajnie drętwieją mięśnie... A póki co dane mi było poznać tylko jedną osobę, która by akceptowała taki stan rzeczy. Problem polegał na tym, że raczej jednostronnie i to niekoniecznie w tą mańkę, o której ja myślę.
Cóż, bywa.

--------------------------------------------

A ja właśnie uświadomiłam sobie, że dziś ta fajna data i dodałam tytuł posta;)
Są dwie możliwości - albo dzień potoczy się totalnie chujowo, żeby rozbłysnąć nadzieją po północy, albo przydarzy się wreszcie coś miłego. Bo jak na razie, to miłe były li i jedynie placki ziemniaczane z sosem pieczarkowym.

1 komentarz:

Fredro pisze...

Parafrazując słowa znalezione w każdej szanującej się toalecie publicznej, oraz w każdym schronisku górskim - BYŁAM TU

Fredro