poniedziałek, 16 czerwca 2008

Durny post. Strasznie!

No kto by pomyślał..!
Wykrakałam chyba ten piątek trzynastego, który zresztą przeciągnął się na kolejne dwa dni... rewelacja!
Bo byłam, proszę państwa, na ekskursji we Wrocławiu, gdzie też udało mi się zobaczyć to i owo, nabyć sztychy rok wydruku 1842, a wszystko okrasić kilkoma pasjonującymi znajomościami. Z tego jedną taką, że uuu, ekhm, no, tego. Jestem też bardzo dumna z siebie, bo wyjątkowo nie zalazłam do Żaby - z Żaby nie wychodzi się z reguły wcześniej, niż po trzech dniach, więc nie było tym razem specjalnego sensu;)
Poza tym ponoć mam wyjść za mąż. Zajebiście. Tylko tego mi, kurwa, trzeba. Taa, już lecę. Pocieszam się faktem, że w tej kwestii, to ja mam najwięcej do gadania, a gadam, co następuje: żadnych związków, żadnych miłości. Już mi się nie chce. A raczej - chwilowo mi się nie chce, bo znając mą wybitną konsekwencję działania, na bank wszyściusieńko mi się w głowie poprzestawia, jak tylko poznam ciemnowłosego drwala, z klatą jak stal. Ironicznie prześmiewczego. Włóczęgę w zielonych szturmówkach. Mógłby też mieć złote błyski w oczach i lekko zakapiorowatą twarz. Mógłby umieć gotować i zawsze, ale to zawsze mieć swoje zdanie. Posiadać pewne umiejętności, które zagwarantowałyby mi codzienne spóźnianie się do pracy. A ponieważ, jak wszyscy wiemy, miliony takich chodzą po świecie, postaram się zawęzić kryteria prośbą, żeby jeszcze palił papierosy bez wyrzutów sumienia, miał trochu więcej, niż pięćdziesiąt książek i wiedział, gdzie w kra grają całkiem niezłą elektronikę. To są oczywiście, bardzo ogólne kryteria, ja wiem, i owszem i tego. Ale przecież nie mogę wypisywać szczegółów takich, jak zamiłowanie do psów (ale nie wypierdków), posiadanie prawa jazdy, nie posiadanie podwójnych podbródków, pewna doza zrozumienia dla twórczości muralistów meksykańskich, znajomość przynajmniej podstawowych prądów filozofii, naturalne podejście do mojego wybitnego olewactwa kwestii ważnych i pilnych i... i...i... No, ale to nieistotne wszystko, bo przecież i tak każdy wie, że albo zaiskrzy, albo nie i finał. W mordę jeża. Ale klaty i seksualnego wyedukowania nie odpuszczę. A co tam, trzeba mieć w życiu trochę przyjemności, a może to sprawa estetyki.


Nie nawiązując ani trochę do powyższego - wczoraj byłam na rewelacyjnym koncercie w alchemii, w której to bywam jakoś tak rzadziej ostatnio. Ciekawe dlaczego tak się porobiło, swoją drogą..? Me Myself and I, proszę państwa. Kto nie wie, ten trąba. ja byłam trąba do wczoraj;)

Brak komentarzy: