niedziela, 9 marca 2008

Wysoki poziom szczęśliwości...

... póki co utrzymuję. Mimo tego, że dziś znowu jest jakiś taki dzień, który, o dziwo, zaowocował kilkoma miłymi niespodziankami.
Primo, kochany współlokator wystąpił rano z różyczką, bleh, ale liczą się intencje - nie na darmo jestem wierna powiedzeniu "gej w dom, bóg w dom":)
Secundo, eks przyszedł, zarzucił mnie sobie na plecy, uprzednio pozwoliwszy wdziać strój do ludzi, po czym zabrał na naprawdę pyszny obiad.
A poza tym dziesięć tysięcy smsów mi się przydarzyło, telefon od niezawodnego taty, który zawsze sprawia, że ryczę ze śmiechu w najmniej odpowiednim ku temu miejscu, no i perspektywa wieczoru w przemiłym, mam nadzieję, towarzystwie. I na pewno w przemiłym miejscu, aczkolwiek jego mit został przedwczoraj obalony, co muszę z bólem przyznać.
Zawsze czułam się tam bezpiecznie i zostawiałam bez dozoru laptopa na stoliku - same znajome twarze, dużo śmiechu, ganiające między nogami psy... Się skończyła beztroska, buu.
Nagle stało się tak, że wszyscy zostaliśmy zmuszeni do dorośnięcia..!

1 komentarz:

Fredro pisze...

A co to się stało się??