wtorek, 11 marca 2008

Gdy ja przyłożę, to nie daj Boże, czyli jak trudno być słabą kobietą

Mam takie klasyczne babskie skłonności do pozamiatania w życiu, raz na jakiś czas. Tak z okazji wiosny. A co.
Jakieś brudy powypływały z kątów, nie wiadomo po co i na co, jacyś ludzie mnie napastuja, jedni z niczym nie uzasadnionej miłości, drudzy z wielce uzasadnionej nienawiści. A ja sobie tak siedzę wśród tego zamętu, macham nóżką w trampku i kołacze mi się po głowie, na cholerę to wszystko? Toż ja sama prawie żadnych ruchów emocjonalnych nie wykonuję ostatnio, w taki miły stan wpadłam. Czilałt, jak to młode mówią.
A tu nagle zaczyna się zawierucha, żebym to ja jeszcze zamawiała..! Przyznaję, cykora złapałam.
Tylko jedna, jedyna osoba mogłaby mnie wyprowadzić z tego na prostą, ale najpierw musimy przestać drzeć koty.
Wzdech.
Z drugiej strony, może i lepiej, że tej jednej, jedynej osoby chwilowo niet w Krakatau, bo ja jeszcze nie jestem gotowa, ja pomyśleć muszę. Czuję się jak przed ślubem, choć takowego w najbliższym czasie nie spodziewam się zawierać, choć, cholera, nigdy nie wiadomo:)

----------------------------------------------------

Zmieniając temat, wydawało mi się, że zmienię także pracę. Ba, wydawało mi się nawet, że znalazłam tą drugą. Idealną, wymarzoną, no glanc po prostu.
Dopóki dziś mail nie przyszedł..: "Szanowna Pani, z wielką przyjemnością nawiążemy z Panią szeroko zakrojoną współpracę, jednak ze względu na brak sponsorów nasze działania mają charakter non-profit".
Blablabla.
Szanowni Państwo, działania non-profit, to ja od rana do wieczora uprawiam.
Więc z poważaniem, pocałujcie mnie w dupę.

Brak komentarzy: