czwartek, 27 marca 2008

Ostatnie dni upłynęły pod znakiem Kusturicy, wódeczki sączonej bardzo nobliwie i planów wyjazdowych, które tuż tuż, na całe szczęście. Była też oczywiście podróż sentymentalna, która, o dziwo, nie poruszyła absolutnie niczego w moim twardym jak kamień sercu. No cóż, ekhm.

Świat oglądany o 5 rano z Nieocenioną u boku jest naprawdę fajnym miejscem.
Wtedy bardzo rozumiem ironiczne słowa mojej mamy: "nie martw się, miłość to bzdura". Tylko że ja, o zgrozo, zgadzam się z nimi na poważnie.

1 komentarz:

Fredro pisze...

Podróż sentymentalna? A ja widzę to znowu inaczej. Jakiś zgrzyt się gdzieś tam pojawia, nie wiem jak go nasmarować. Wódka pita na znieczulenie, zapomnienie. Brak zrozumienia o 5 rano. Nie oto chodziło. Nie o to. To jak noc z kolejnym numerkiem, nie jak noc z narzeczoną, miłość przepływająca innym torem tego dnia i wieczoru, zagubiona w czasoprzestrzeni kuchennej prawdy o życiu. Niepewność we własnym domu, obcy we własnym świecie w nieodpowiednim momencie. Przykro mi, ale tak to widzę. I czyje ramiona po rozmowie z sukinsynem?