wtorek, 17 sierpnia 2010

Znaleziska

Na płytach sprzed kilku lat - zaklęte zdjęcia, zapiski, dawno zapomniane filmy. Otwieram z ciekawością kolejne anonimowe pudełka znalezione w rodzinnym domu.
Dlaczego nigdy nie nauczyłam się opisywania i porządkowania płyt? Gdybym znała ich zawartość kilku bym na pewno nie dotknęła.
A teraz jest tak, że znowu się obudziło. To takie dziwne stworzenie we mnie, przez które uciekam, odrzucam, jestem zdolna do tych wszystkich rzeczy, które mam na sumieniu. Zaraz jesień. Pora, kiedy jest się najbardziej podatnym. W głośnikach emou. Można sięgnąć po butelkę rioji i zapętlić przedostatni kawałek z albumu still pretty good year. Po dwóch godzinach przerzucić się na tessio. Na koniec seniorita tristeza. Święta trójca najgorszych czasów, święta trójca uwielbiana, a źle zwiastująca. Przy niej zdradzam, kłamię, wchodzę w siebie tak głęboko, że już dla niczego innego nie ma miejsca w mojej biednej głowie. Później trzymiesięczna deprecha i znowu coś zaczyna mieć sens. Koło się zapętla. Kolejni ludzie potraktowani jak szmaty. Kolejny raz, kiedy mi nie zależy, a wszyscy są tak durni, że nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. Gapię się na odbicie mojej twarzy w barze w kolorach. I mam zdartego do krwi kciuka prawej ręki.
No dobrze. To się nie powtórzy. Już nie jestem dużą dziewczynką. Jestem kobietą, może jeszcze nie do końca, ale gdzieś tam się przeobrażam. Nie istnieje już otoczka odpowiednia do tego typu klimatów, żadnych wampirycznych mieszkań na Kazimierzu, żadnych romansów z piekła rodem i żadnej miłości do tego idioty.
Teraz kredyt hipoteczny, gotowanie obiadów i dwie prace. Słońce w domu i znajomi, których największym problemem jest alkoholizm.
O kurwa. Jak nudno. A może by tak ostatni raz..?

Brak komentarzy: