poniedziałek, 9 lutego 2009

Mam "swoich ludzi" na codziennej ścieżce. Nie znając się spotykamy się codziennie; czasem łowimy swoje spojrzenia, rzadziej uśmiechy, a ja lubię myśleć, że tak samo jak oni na mojej, ja jestem postacią na ich drodze. Wiem o nich całkiem sporo - ze sposobu poruszania się, stylu ubierania, mimiki twarzy, gestów poprawiania torby na ramieniu, z książek i prasy, które trzymają pod pachą, albo miętolą w dłoniach. Resztę wymyślam, wymarzam, układając w sobie historie ich życia. Zastanawiam się, w jakiego koloru pościeli śpią najlepiej, czy mają psy, jaką kawę piją do śniadania. Ba, ciekawi mnie, jacy są dla swoich najbliższych, jak się kochają. Układam to w sobie co rano, bo właśnie wtedy najczęściej ich spotykam - regularnie, w drodze do pracy. Nieswojo mi, gdy ktoś z nich się zapodzieje, nie ma go dłużej, nie pojawia się przez kilka dni, a ja martwię się jak o przyjaciela, czy aby nic się nie stało. Śmieszne.

Jest Budzik. Mój czasomierz, a ostatnio - style maker. Piękne rzeczy ze sobą robi i chyba słucha dobrej, mrocznawej elektroniki. Na pewno lubi pić kawę w Pauzie. Jest lekko neurotyczny i bladawy wewnętrznie, a za co go lubię - że chyba nie tęskni za kolorem. Głupio brzmi, cóż.

Grupa pań przed ciuchlandem na Starowiślnej. Zawsze w poniedziałki i czwartki - większość po czterdziestce, kozaczki, wąskie spodnie, krótkie kożuszki. Leniwie palą papierosy, czekając na otwarcie bram raju - punkt o dziesiątej. Witamy się uprzejmymi uśmiechami, znają mnie, zawsze muszę przepychać się przez ich zadymiony tłumek, ale wiem, że wydrapałyby mi oczy, gdybym okazała się kolejną zainteresowaną wejściem do ich królestwa. Nie w ich dni, kiedy w kupie szmat będą wykopywac cudeńka, żeby później - uprane i wyprasowane - odsprzedać je na niedzielnym Żydzie z dwustuprocentowym zyskiem.

I jest mój Drwal. Nowy w tym towarzystwie, dopiero zaczyna wynurzać się z mgły - dosłownie. Spotykam go TYLKO w mgliste poranki; wychodzi z Szewskiej na Rynek, ubrany w zieloną, wojskową kurtkę, niemiłosiernie spraną i widocznie bardzo ulubioną, z której kieszeni niedbale wystaje rulon Wyborczej, błyszczy z daleka lekko siwiejącymi, króciutkimi włosami. Ma zamyśloną twarz i nic o nim nie wiem. Pije poranną kawę w mieście i być może jest przecudnym utracjuszem, który w swoim czasie zmarnował młodość kilku kobietom. Jesteśmy dopiero na początku naszej wspólnej historii.
Ciekawe, jaka będzie..?

Brak komentarzy: