piątek, 11 września 2009

Patronem dzisiejszego odcinka jest literka D. D jak depresja

Jak boli w środku to nie da się zrobić kompletnie nic. Ewentualnie przeczekać, mając nadzieję, że kiedyś przejdzie. Gorzej, jeżeli wie się choć trochę, dlaczego boli, a nie ma się siły i odwagi, by te źródła bólu wyplenić, wyleczyć, załatać. Zapomnieć nie umiem.

Jedna rzecz otworzyła następną, ta koleją i jeszcze jedną i jeszcze. Lawina ruszyła. Psychika przełożyła się na fizyczność, wnętrze na zewnętrze i jest po prostu koszmarnie, koszmarnie źle. Nie potrafię chodzić niektórymi ulicami, wspomnienia przytłaczają, dokopują coraz bardziej. Tęsknię.

Wszyscy wokół jakby się zmówili, żeby przypominać. Nagle spotykam na ulicy Małżonka Mego Mirosława, z którym tworzyłam swego czasu gejowską komunę na Starowiślnej; opowiada mi o swoim śnie osadzonym idealnie w realiach tamtych wspólnych czasów. Nagle dzwoni do mnie dawna przyjaciółka, z którą rozstałam się w brzydkich okolicznościach, też wtedy, też tam. Nagle Szefowa Ma Małgorzata zapala fajkę i wzdycha: "Boże, a pamiętasz Starowiślną? Jak tam było fajnie"... Nagle wszystko wraca i zaczynam sobie uświadamiać, że nie tak to się miało potoczyć. Coś się po drodze zgubiło, zawieruszyło, połamało, a ja wylądowałam w miejscu, w którym absolutnie nie chcę być. Nic się nie zgadza wokół mnie. Gdzie moi najbardziej bliscy ludzie? Gdzie wspólne wieczory przeplatane śmiechem, parzeniem niezliczonej ilości kubków herby z sokiem malinowym, gdzie konstruktywne kłótnie i dyskusje tak abstrakcyjne, że aż idealnie pasujące do naszej rzeczywistości? Gdzie ja? Tęsknię. Nie tu powinnam być, a czasu nie da się zawrócić. Gdzie był błąd?

Palce cierpną od zaciskania w pięści. W skrzynce adresowej ironicznie wyskakują kiedyś znane na pamięć numery telefonów, pod które dziś nie mogę zadzwonić. W połączeniach nieodebranych dziesiątki osób codziennych, na których ani trochę mi nie zależy.

Pamiętam, jak jechałam na plecaku hajką do Kazimierza 220 na godzinę, na rynku zsiadłam i prawie się porzygałam, a potem przez cały dzień piłam tylko zieloną herbatę. Byłam wtedy najszczęśliwsza na świecie.

Dorosłość jest paskudna!!! Jest najpaskudniejszą sprawą na świecie, trzeba brać odpowiedzialność za każdą sekundę swojego życia i nigdy nie wiadomo, kiedy się nagle dostanie w dupę.

Brak komentarzy: