piątek, 25 września 2009

Jak czuły sen, nie o spadaniu.

Piękny wieczór w pięknych miejscach przydarzył mi się wczoraj.
Chyba po raz pierwszy tak wzorcowy w stosunku do moich wyobrażeń o życiu tutaj, gdym była naiwnym dziewczęciem przenoszącym zabawki do Krakowa. Lat temu wiele. (Nie umiałam wtedy pić wiśniówki, przypominam).

Dziś się z tego śmieję. Ale po kolei.

Alek Rybczyński, którego miałam wczoraj przyjemność poznać/posłuchać, wydał nowy tomik poezji i prezentował go w Księgarni Hiszpańskiej. Same znajome twarze, a nagle nie przy barze, jak to mówią. Miejsce - miód na me znękane piwnicami oczy. I kolor i wytarty kamień i drewno i półki od góry do dołu, jak to w księgarni. I bardzo ciekawa rozmowa oficjalna, by tak rzec i dużo czułej ironii w wykonaniu przyjaciół autora. Trzeźwy Maciek i nawalony Świetlicki z Zarą - te jego boksery to większość podłapała dopiero po Dwanaście. Robert, typ z tych moich drwali trochę, co to nam się o Tokaju zgadało i Pani Kellerowej. Panny moje, fru fru, czarownice latające, podśmiechujki jedne, przy których nastrój od razu mi się poprawia. I Pies później i gadki szmatki o gotowaniu i plany dachowo - winne na ostatnie ciepłe dni w tym roku. Niespodziewanie przy barze całe zgromadzenie Szanownych Państwa, bo przeć w Kra odbywa się Kongres Kultury Polskiej - słucham od kilku dni w radio wywiadów z Bogną Świątkowską i Agnieszką Holland, tak dla przykładu, a tu widzę wspomniane panie wraz z całą resztą w Piesku. No cudnie.

Tylko głowa dziś ciut boli, co było do przewidzenia, ale skoro dużą dziewczynką jestem to i konsekwencje muszę ponosić, prawda?

------------------------------

Najlepsze jest to, że człowiek po latach uświadamia sobie, jaki był durny i dla kogo/czego przewrócił całe swoje życie do góry nogami. Dziś już bym tak nie potrafiła, więc jestem wdzięczna samej sobie, że miałam tą butną odwagę i więcej szczęścia niż rozumu w tamtych czasach, wcale znów nie tak odległych. Wierzyłam też, że istnieje tylko jeden bieszczadzki drwal, prawie jak Święty Mikołaj, a tu okazało się, że przez ostatnie parę lat spotkałam ich co najmniej pięciu. Gatunek zagrożony, fakt, ale jednak jeszcze nie na wymarciu.

Miło.

Brak komentarzy: