czwartek, 4 czerwca 2009

Moje modły (prawie) wysłuchane

Bo można nabyć Daniela Craiga na patyku. Do polizania.
Szczęśliwa żem niepomiernie, ale czemu taka przyjemność tylko na wyspach, a? Wydawało mi się to jawną niesprawiedliwością, póki sobie nie przypomiałam, że luzik luzik, nie ma co płakać, bo przeć Craig to cienias i moim oficjalnym wirtualnym narzeczonym został Evan z Biohazard i to już ładny kawał czasu temu... Cóż, kłopoty z pamięcią odbijają się na moim życiu uczuciowym.
I wcale nie wiem, czy nie wolę życia uczuciowego li i jedynie w wirtualu prowadzić.

Nie poznaję koleżanki. Wznieśmy toast za monogamiczną, tylko trochę popierdoloną relację damsko - męską. Wirtualną. Biohazardowską. I za wolność, punkt o dwudziestej, jak zawołuje do ludu pan Najsztub. Ładnie się komponuje, uważam.

Brak komentarzy: