wtorek, 19 maja 2009

Zawsze byłam dobra w ucieczkach...

...ale tym razem Meksyku nie uskutecznię. Koniec, basta! To niczego nie zmieni, co najwyżej nabawię się świńskiej grypy, choć pewnie i tak mnie nie wpuszczą do kraju, więc lepiej zostać i rozwiązać te wszystkie sytuacje, których namnożyło się nagle tyle, że och.
Jestem potwornie, potwornie zmęczona - ciągłym napięciem, pozostawaniem w stanie niewiedzy i zawieszenia, małymi szpilkami, które same w sobie gówno znaczą, ale teraz przeważają szalę niekoniecznie na tą stronę, co potrzeba...

Mam ochotę zrobić to, co zwykle robiłam w takich sytuacjach - sprzedać płyty i książki (przecież kupię w kolejnym życiu), wyrzucić ubrania i no hej, to pa. Najprościej, najłatwiej i bardzo znajomo.
Ale.
Ponoć staję się dorosłą, odpowiedzialną osobą. Panuję nad swoim życiem i nie daję się. Nie uciekam strachliwie przed konfrontacją z rzeczywistością, a przy tym nie załamuję się tym, czym to ludzie zwykli się załamywać. Phi, wielkie mi halo.
I tego się trzymajmy.

Brak komentarzy: