Moja matka idzie na sylwestra "ze swoją grupą z roku". Ze swoją grupą z roku, wrr wrr!!! Czasem mi się zdaje, że rozmawiam z własną córką, a nie osobistą madre, która mnie cudem i siłami natury na świat wydała. Jeśli ona znów mi to zrobi i pójdzie na kolejne studia podyplomowe, to ja już niestety będę zmuszona zrobić ten doktorat, tylko problem polega jakby na tym, że jestem jedynym znanym sobie specjalistą w Polsce od tego, czym się po cichu zajmuję. No i jestem tym specjalistą nie czując się nawet godna robić za podnóżek prawdziwego specjalisty. Paranoja.
Chwilowo nie chce mi się uczyć. Chwilowo ja chcę już tylko zarabiać jakieś przyzwoite pieniądze. No i koło się zamyka, bo może gdybym sobie strzeliła kolejny stopień naukowy to i zarabiałabym więcej, lecz rozgrzeszam się słusznie podejrzewając, że stopni naukowych w III sekcie raczej się nie ceni.
Zmieniając temat, pragnę donieść, że Gizela zafundowała memu Bratu z Wyboru cudnej urody prezent bożonarodzeniowy i była łaskawa pójść w tango podczas tzw. przypadłości kobiecej, co oznacza, ni mniej ni więcej, że będą szczeniaczki. Brat z Wyboru jest normalnie przeszczęśliwy..! Daj Jahwe, Gizela urodzi z osiem, wszystkie będą tak samo zaborcze jak ona, a Brat z Wyboru skończy jako smutny stary homo robiący za niańkę dla szczeniąt w pięćdziesięciometrowym mieszkaniu urządzonym antykami, z których połowa została już pogryziona przez dumną przyszłą matkę. Ta wizja tak mnie rozbawiła, że przez pół wczorajszego wieczoru ryczałam ze śmiechu, póki nie dotarło do mnie, iż w ramach przyjaźni i siostrzanych uczuć będę zmuszona pobrać na własność przynajmniej jedno szczenię i zapewnić mu ciepły, miły i bezpieczny dom. Cholera. To nie wypali. No, najwyżej że Gizela dorwała jakiegoś owczarka niemieckiego, hm...
--------------------------------------
W Kra mróz szczypie w policzki, nos, we wszystko szczypie, zero romantyzmu. Chodzę zakutana we wszystkie możliwe czapki, szaliki i poncha, mruczę pod nosem przekleństwa po hiszpańsku, bo tak brzmi ładniej i wreszcie czuję się rozgrzeszona z codziennego braku chęci maziania sobie twarzy makijażem, ponieważ przy takiej temperaturze zwyczajnie się nie da, bo mi wszystko ścieka razem ze łzami, które lecą mi ciurkiem po minucie od wyjścia z domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz