piątek, 4 grudnia 2009

I won't sleep, I keep the radio on

Podróżuję po mieście tramwajami, zakutana w przytulaśne, wełniane szarości i czernie; na uszach coraz częściej chilli zet - bo radio z klimatem jaki mam w głowie... Uśmiecham się do własnego odbicia w szybie; za nią światła miasta, zapada zmrok, ulice, tramwaje i samochody, okna kamienic, galerie handlowe i sklepiki, ciemne przystanki, psy, ludzie, ludzie, dużo ludzi. I w tej gromadzie, w tym tłumie ten jeden człowiek czekający na mnie na kolejnym przystanku, z tym swoim błyskiem w oku, w rozchełstanej kurtce i wypastowanych na wysoki błysk martensach, przeciąga czubkiem nosa po moim policzku.
Wieczór wypełniony zapachem placków po węgiersku, śmiechem i docinkami, ściekającym po palcach sosem z gulaszu, żartem, miłością, obliczeniami szerokości wnęki w nowym mieszkaniu, oglądaniem tysięcy mebli w necie. Wieczór wypełniony muzyką, rozleniwieniem, ranek - pośpiechem, szybką kawą, napyszniejszym na świecie śniadaniem, przygotowanym czary mary, gdy ja marudzę przed lustrem. Energia kończy się równo wieczorem, kiedy znów tramwaj przebija się przez zachłystujące się mrokiem miasto, w uszach chill, w sercu oczekiwanie. Przystanek, dom jeden, dom dwa, ulica, miejsce, kolory, nie ważne, wszystko jedno, ale wiem, że Ty będziesz tam przede mną.

Ja chodzę po ulicach, przebijam się przez miasto z tysiącem codziennych spraw, z teką papierów, zagłuszam hałas dźwiękami swojej muzyki, chlapię po kałużach, piję pięciominutowe kawy w barach, wściekam się i spóźniam, jestem uprzejmia i chamska i w tym całym zwykłym zamieszaniu, powtarzalnym od lat czuję się jak jakaś pieprzona postać z nowojorskiego filmu typu Sex on the city czy coś w ten deseń, bo po prostu po raz pierwszy od bardzo dawna mam nie tylko rozwiany płaszcz, ale i ten specyficzny błysk w oku. Dzięki Tobie.

Brak komentarzy: