czwartek, 3 grudnia 2009

Czy ja wyszłam, proszę państwa już z zakrętu..?

Wpadłam jak śliwka w kompot - w ramiona osoby, na którą prawdopodobnie czekałam całe moje życie. (Tfu tfu, nie zapeszać, nie zapeszać)! Muszę popracować nad racjonalizmem i umiejętnością logicznego myślenia, w które, niestety, od dziesięciu dni nie jestem wyposażona. Wyparowały w cholerę, z cichym sykiem;)

Gdy wszystko wokół wali się na łeb, przychodzą wiadomości tak straszne, że człowiek nie był sobie w stanie tego wyobrazić, dzieją się tragedie i dramaty zmieniające całe życie, odwracające je o sto osiemdziesiąt stopni; i gdy mimo to nie daję rady ściągnąć spod skóry durnego uśmiechu, a każda myśl o jednej osobie rozpieprza mnie w środku na milion kawałków to znaczy, że już jest bardzo źle. Trzeba się leczyć, na głowę i na serce.
Ale mi się nie chce, bo jakoś tak mam świadomość, że tym razem obydwoje trafiliśmy.

Rozpływam się, jak ta głupia.

Brak komentarzy: