sobota, 29 sierpnia 2009

No kuń;)

Leje. Szaro, buro, ale nie ponuro - z głośników sączy się Diana Krall, cały dom wypełniają miłe zapachy, a ja jako ten ogóreczek, przyodziana w zielone szmatki odreagowuję wczorajsze balety...

Młodzież szanowna, z którą przepędziłam początek miesiąca w Beskidzie Wyspowym wzięła się i spięła, po czym zorganizowała w piątkowy wieczór ognisko w swojej dzielnicy. Uwzględniając zaproszenie kolonijnych opiekunów, prawda. No to pojechaliśmy, czując się ciut dziwnie, bo jak to tak, piąteczek bez kropelki alko i do tego z hordą szesnastolatków?
Zaskoczyli mnie, przyznaję. Bardzo pozytywnie. Najbardziej zaś jeden z chłopców, który przyjechał konno, na swoim własnym koniu. Nie byłabym sobą, gdybym na tego konia wleźć nie chciała, wiadomo, a że o jeździe konnej to ja nie mam zbyt wielkiego pojęcia, zwaliłam się ze zwierzątka z hukiem, przy czym moje spodnie łaskawe były pęknąć mi w kroku i ukazać światu czerwone majtki. Bosko. Finalnie i tak na koniu jeździłam, bo przeć taki drobiazg mnie nie pokona. Dumna żem. Tylko tyłek i plecy troszeczku bolą...

Ostatni tydzień był pracowity i zabiegany okropnie, więc zwieńczenie go upadkiem z końskiego grzbietu było pięknym doprawdy podsumowaniem. Na tym skończmy. Teraz spokój, wyciszenie i ogólny stan leniwca pogłębiony dodatkowo radochą z wieści o planowanym przyjeździe Fredro (to w dalszej perspektywie) oraz faktem przybycia Brata z Wyboru i Cyboranów (to w perspektywie parominutowej).

Brak komentarzy: