wtorek, 20 października 2009

Spokój. Cisza.

Stan chill jest bardzo przyjemny - nie obchodzi mnie kompletnie nic. Zero, nul. Wycofanie i dystans, patrzę wokół siebie i funkcjonuję jak przez szybę. Przyjaciółka na literę D już na dobre zadomowiła się w mojej głowie, a że ogólny styl mojego dnia codziennego jest z nią dość kompatybilny, nie zamierzam się udawać do lekarza. Psychotropy średnio na mnie działają, a wyłączyć emocje to ja potrafię i bez nich.

Wczora z wieczora złamałam odwieczne postanowienie żelaznej pod tym względem dziewicy i udałam się do, achtung achtung, solarium, bynajmniej nie w ramach samodoskonalenia ale doładowania akumulatorów, bo mi dziewczęta z pracy powiedziały, że to działa. A i owszem, potwierdzam, szkoda tylko, że człowiek jakiś taki bardziej energiczny pozostaje przez kilkanaście minut, a efekty uboczne, w rodzaju "uprzyjemniacza" czasu pt. przebojowe najnowsze hity najpopularniejszego radia utrzymują się w głowie niestety znacznie dłużej... Auć, boli.

Siostren ze stolycy ma depresję i nerwicę ponoć. Też bym miała, nagminną, a nie jak teraz, czasową i wybiórczą, gdybym spędziła w tym mieście dziesięć lat. Mój plan warszawski obejmuje jedynie doskoki, czasem kilkudniowe, a czasem dłuższe, jak będzie bardzo trzeba, nie obejmuje natomiast totalnej wyprowadzki z miasta Kra. Powiem więcej - w świetle ostatnich wydarzeń i związanych z nimi przemyśleń nienawidzę ja stolycy jak psa, czyli wszystko wróciło do normy, doceniam natomiast te myliony mylionów polskiej gotówki, jakie mogę zdobyć i zamierzam je wydrapać pazurami i ulokować w Kra. Ha, mam was, snoby japiszony jedne, głupie ludzie, haaaaa.

Brak komentarzy: