poniedziałek, 19 października 2009

Złość, złość mną targa, proszę ja Was

Łikend świetny. Radosny, beztroski i spędzony w cudnej, rodzinnej atmosferze.

Tak.

Najpierw Killer rozwalił się po pijaku. W piątek o osiemnastej, rozumiecie. Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego, żeby zapamiętać po wsze czasy, że NIE CHCĘ i NIE MOGĘ się już nigdy angażować w znajomości z kasty innej niż moja, jako że efekty będą li i jedynie opłakane. Pijmy Johnny Walkera, nie patrzmy na wino słodowe. Nie mówię, że złe, nie nie - wręcz pyszne, tylko reakcja mojego organizmu jest negatywna. Odrzuca, znaczy. I to bardzo.

Po drugie dół, deprecha i tęsknota. I to się jakoś nie zmienia. Kilka tygodni temu napisałam, że chciałabym już coś wiedzieć, że najgorsza jest niewiedza, no a teraz, kiedy już wiem, dochodzę do wniosku, że mając nadzieję żyło się lżej, lepiej, lecz za to w ułudzie. No nic, stawmy czoła. Cały czas wracam do swych przemyśleń o charakterze ideologicznym (patrz odcinek przedostatni), ale im bardziej rozkminiam, tym bardziej idealizuję i szukam winy w sobie. Nie jest dobrze. Fajną zmianą punktu widzenia jest jak zwykle komentarz Łolesa - prosty, szybki i szczery: "po prostu mały bucek". O matulu jedyna, że też mi to do głowy nie przyszło wcześniej..!
(Problem polega na tym, że pamiętam ja lata całe, kiedy zamiast małego bucka istniał człowiek szczery, otwarty, szalony, kochany i ciepły, idealistyczny i pełen empatii. To już nie wróci, kaplica i amen, nie ma co się łudzić. Najgorsze jest to, że sama się do tego stanu rzeczy przyczyniłam i mogłabym się obwiniać ile wlezie gdyby nie fakt, że przypomniałam sobie parę spraw po drodze... I cóż, nadal jestem zła, kurwa, nadal jestem zła!!!)

W ramach rodzinnej, ciepłej atmosfery panującej w mych apartamentach, tzn. oczekiwania, aż skończy mnie boleć ambicja, honor i serce w związku z ostatnimi wydarzeniami, a także odliczając dni do wyprowadzki Killera, który leci sobie w kulki po całości, o czym za chwilę, nabyłam nową płytę Piotra Żaczka, pełną cudnych hinduskich śpiewów oraz składankę Kryśki Jandy, do wtóru której wyłam wczora z wieczora, że jestem na zakręcie. Ano jestem, to co będę sąsiadów oszczędzać.

A'propos wspomnianego współlokatora. Nie ma we mnie nic. Czysta obojętność. Nie jest mi żal, nie jest mi przykro, jest mi nic. Chcę tylko w końcu mieć spokój i samą siebie w moim domu, bez przyległości. Posprzątać i jak najszybciej zapomnieć, że coś takiego miało miejsce w moim życiu.

Brak komentarzy: