piątek, 7 maja 2010

Starsza pani opowiada

W ten łikend powinnam podzielić się na części za pomocą krajalnicy - może wtedy udałoby mi się być w tych wszystkich miejscach, do których chcę pójść. Po pierwsze - jutro rugby (yeah, yeah!!!), po drugie miesiąc foto się zaczyna, a po trzecie festiwal etnodizajnu. Z miesiącem foto sprawa jest taka, że większość ludzi nie idzie oglądać wystaw, tylko się polansować - już powstają jakieś dziwne blogi prezentujące modę festiwalową, można sobie nabyć super wypasioną torbę ekologiczną uszytą z zeszłorocznych banerów, nałożyć czapkę ze śmietnika i okulary po dziadku, po czym pójść na całonocne kazimierzowanie jako część tego całego tłumu. Haha. Też tak miałam i to sporo czasu, przyznaję. Jeszcze dwa lata temu pierwsza leciałam na wszystkie wernisaże i bardziej niż na prace, patrzyłam na ludzi i dawałam patrzeć na siebie. Buzi buzi, rozmowy, śmiechy do obiektywu. Wstyd trochę, nie? Dlatego pójdę wieczorem chyba tylko do pauzy, bo ta z dzisiejszych wystaw budzi moje zainteresowanie.
Nie chce mi się brnąć w ten pieprzony, pieprzony lans, w którym mierni, przeciętni ludzie uznawani są za geniuszy tylko dlatego, że mają fajne gacie. Brrrr. Nie mam tu na myśli fotografów, czy całej festiwalowej publiczności, ale tą dziwnie mnożącą się część, która nagle od święta przebiera się pajacowato i chodzi błyszczeć i zniewalać, zapychając przestrzeń wystawową tak, że nie da rady obejrzeć tego, na co się przyszło. Wernisaże są świetnie, lecz coraz częściej czuję się na nich jak w kolejce do mięsnego.

Uff, rozlało mi się. No nic, znowu się ktoś poobraża, trudno.

--------------------------------------------------------------

Powolutku sobie siwieję, przeżywając od wtorku maturę mojej nadobnej sis. Przez trzy dni dzwoniła wielce uchachana, nawet po matematyce, która w moich czasach na szczęście nie była obowiązkowa, bo w innym razie do tej pory miałabym wykształcenie średnie niepełne, jeśli coś takiego w ogóle istnieje, yyy. W końcu dziś wzięło i pierdolnęło - ponoć zły był dzień i źle zaowocował, a jakie będą tego konsekwencje - to się zobaczy. Sis mam zdolną i mądrą, troszeczkę tylko leniwą, tak w normie. Siadła na tyłku bardzo konsekwentnie ucząc się do tego egzaminu, jeno panom układającym pytania pomyliły się tak jakby dziedziny nauki. Ot, geografia z historią, biologia z fizyką, a chemia z wiedzą o społeczeństwie. Ufając dość rozległemu pojęciu o otaczającym ją świecie, trzymam ja kciuki za mą sis, powoli siwiejąc, łysiejąc i tracąc w oczach jędrność skóry. Będzie chyba dobrze, bo jak ma być..?

Brak komentarzy: