poniedziałek, 1 września 2008

No to zaczynamy

Na szczęście koniec weekendu.
Na jeszcze większe szczęście następny raz do stolycy pojadę za jakieś trzy - cztery lata; większa częstotliwość nie jest wskazana, podobnież jak widzenia z my loving family.
Na największe szczęście dziś wyruszamy w siną dal. Jutro o tej porze będę pić tokaj w Tokaju oraz masować fredrowe plecy, jak mniemam. I dobrze.

Dziś Lublin. Śniadanie na deptaku za siedem pięćdziesiąt, pyszne i ilościowo nie do pochłonięcia, kawa kwas, za to w cudo towarzystwie! Dla El Profesorra to nie jest dobry dzień - znowu trzeba matołki edukować, od czego ewidentnie odwykł w czasie ostatniego, trwającego półtora roku urlopu. Wcale mu się nie dziwię, że już planuje następny.

Eks wysunął ostrą propozycję - bardzo by chciał móc zwracać się do mnie głównie za pomocą wołacza, oczywiście osiągając orgazm. Jeszcze bardziej oczywiście oberwał werbalnie, aż zadzwoniło. Czterdzieści lat prawie na karku, a takie głupie to to, aż się wierzyć nie chce. Jeszcze pół roku temu taki numer by mu przeszedł, ale teraz, proszę państwa, ja już mam lepsze propozycje. Przybieranie mocno erotycznych póz w towarzystwie nie robi na mnie aż takiego wrażenia.
Czasem tak sobie myślę, że bardzo chcę go obok, żeby dalej obejmował ramieniem, basował przy herbie, pachniał tą swoją świeżo przekrojoną limonką, pieprzył.
Ale to już tylko czasem. Bo sprawdziwszy to wszystko w czasie jakiś czterech, czy pięciu podejść do tematu (nie licząc zimowego romansu), stwierdzam, że rzeczywistość ma niewiele wspólnego z moimi wyobrażeniami. Więc basta.

No to co, no to jedziemy.
Czas na mały hardcore, uch uch, nareszcie. Człowiek żyje głównie po to.

Tak więc na jakiś miesiąc dziękuję za uwagę.
A stęsknionych zapraszam w inne miejsce - szczegóły do odnalezienia w linkowni.

Brak komentarzy: