sobota, 12 kwietnia 2008

Piątek

Gdy dzieje się tragedia, najbardziej bliscy sobie ludzie powinni trzymać się razem. Wspierać się i wyciągać za uszy z przepotwornego doła, kiedy to wydaje się, że już nic nigdy i nigdzie nie będzie. Zero pozytywów.
I nie jest to bynajmniej dół pod tytułem "straciłam pracę, spaliło mi się nieubezpieczone mieszkanie, w którym trzymałam kolekcję również nieubezpieczonych Gauginów, a za ostatnie pieniądze z konta kupiłam akurat buty. Z przeceny. I na dodatek pada deszcz".
Ten dół jest innego rodzaju, znacznie poważniejszego. Jest to dół najdółszy, jaki można mieć. Nawet nie wiem, czy można to nazwać pospolicie dołem. I nie chce mi się o nim pisać, ale chwytam się nadziei, że może dzięki temu chociaż troszeczku, chociaż tak maleńko mi przejdzie...

1 komentarz:

Fredro pisze...

A właśnie wtedy, okazuje się kto jest tym bliskim a kto nie, tak? Tylko, że Ci bliscy nie zawsze radzą sobie dobrze, czasem sytuacja ich przerasta i nie mają pojęcia jak się zachować, co zrobić, powiedzieć. I nie znaczy to wcale, że nie chcą pomóc, czasem po prostu zwyczajnie nie wiedzą jak.
A pisanie czasem pomaga, zwłaszcza jak przeleje się cały żal, ból i strach na papier, zamknie w linijkach i choć częściowo o nim zapomni.
Przytulam mocno.