sobota, 26 kwietnia 2008

Peany na cześć...


...Kazimierza w sobotni, leniwy, rozlany słońcem poranek - jest cudnie! Aż się mimowolnie uśmiech rodzi na twarzy. Laptop, kilk klik, palce w klawikordę, kawa z pianką, podkoszulek z krótkim rekawem, sprane szturmówki.
Na Placu Nowym tłum umiarkowany, większość to sąsiedzi lub znane wieczorami twarze przy barze, niezobowiązujące przywitania podczas mijania się wśród warzywnych straganów, dzieci rozchlapujące wodę wokół pompy (nawet wyjątkowo nie drażnią:)

W takie poranki, które trwają czasem aż do poźnych godzin popołudniowych - bo poranek to stan ducha - czuję się tu jak w małym miasteczku, gdzie wszystkich się choć trochu zna, tudzież ich postaci pasują na tyle do otoczenia, że wtapiają się w te rozjaśnione promieniami miejsca. Taki wyprany koloryt, bez napinania, z lekkim rozleniwieniem, wyczulonymi po wczorajszej nocy zmysłami. Z dobrym, nie do końca zaplanowanym planem na wieczór, który odbedzie się również tutaj... Przyrosłam, wrosłam, zapuścilam korzonki, takie małe, ale jak na mnie, to już sukces.

Brak komentarzy: