wtorek, 27 sierpnia 2013

Jademy, jademy!

Och Jahwe, Jahwe, zaraz jadę do Sarajeva i już przebieram nogami z niecierpliwości! Potem będzie Chorwacja, ta stara, dobra, niemodna wśród hipsterów Chorwacja. A w niej Marian lat sześciesiąt, kilo dwadzieścia pięć (nie, nie na odwrót) oraz Jelena i jej robione na szydełku serwety. I kamienie na plaży, i morze i góry, i święty spokój. Ożujsko przegryzane ligniami sa żaru i molo o północy. Nareszcie.

A w drodze powrotnej będzie Banja Luka i jak się uda, to jeszcze szybki obiad u Bajora w Budapeszcie i skok na kilka minut do Parisi Udvar, obowiązkowo. Aż w końcu nastanie koniec września, czyli Kraków, czyli praca, czyli ludzie, czyli nerwy.

Brak komentarzy: