piątek, 15 października 2010

Jesień. Coroczna jazda.

Nie będę łobuzować. Nie będę broić. Nie będę nie będę nie będę.
Będę grzeczna i łagodna niczym owca becząca, będę gotować obiadki i prasować szmatki, ograniczać wypowiadanie swojego zdania i jeszcze do tego nakręcę sobie loczki na papiloty. Taka pieprzona żona ze Stepford.
Sratatata, pocałujcie wy mnie wszyscy. Nie da się zrobić baranka bożego z plującej ogniem bestii piekielnej, że się pokuszę o takie porównanie. Nie da się nic a nic, choć bestia czasem bywa kochana i miła, lubi przytulać się pod kocykiem i spędzać wieczory na piciu herbaty i głaskaniu kotków. Do czasu.
Granica pomiędzy własnym milstwem a niemilstwem jest nieokreślona. Delikatność ściera się z drapieżnością i szaleństwem. Lecą głowy. Bałaganią się myśli.
Wiem, w którą stronę pójdę. Serce mi powiedziało rok temu. Fajnie by tylko było, żeby zdarzyła się ta akceptacja moich jazd i specyfiki potrzeb. I wtedy już wszystko będzie naprawdę okej.

-----------------------------------------------------------

Spotkałam brata - bliźniaka i świat stał się przyjaźniejszym miejscem. Ja mówię pierwszą część zdania, on drugą. Wiem, co ma w laptopie, przed zajrzeniem do niego. Wiem, co powie, zanim otworzy usta. Wiem, że zadzwoni za chwilę i biorę do ręki telefon. Niesamowite jest to, że ta relacja będzie na zawsze. Chciałabym, żeby polubił moje wybory. Sama chciałabym polubić jego. W tym się ścieramy.

Brak komentarzy: