wtorek, 21 września 2010

Rugbywoman inside

Tralalaaaa, Ugando żegnaj! Może jeszcze będą tutaj ze mnie ludzie, pod warunkiem, że w trybie natychmiastowym porzucę pracę codzienną w stowarzyszeniu, które ponoć ma pomagać bliźnim, a zajmuje się ich okradaniem.
Powaga. Wkurw i plany pójścia na wojnę zaczynają być całkiem poważne.
Jest to o tyle istotny dla mnie dzień, że coś mi się przełamało w środku i nie zamierzam się godzić na jakieś farmazony wymyślane przez szefostwo. Pierdolę. W chwilach zwątpienia pomyślę sobie o rugbowej filozofii, jeśli w ogóle można to tak nazwać. Ważne, że pomaga.
---------------------------------------------------------------------------
Mi amor zamienia się dziś oficjalnie w starucha. Może dojrzeje, a może nie. Ważne, żebyśmy wiedli żywot szczęśliwy i pozbawiony przesadnych trosk.
Zjemy sobie z tej okazji argentyńskie empanadas, u Diego i Bohumila, zapijając świętym Bernardem, bardzo czeskim, bardzo smacznym i tylko odrobinę pienistym.

Brak komentarzy: